Zaczęło mi
się kręcić w głowie od tego papierosowego dymu. Ostatnio bardzo mnie drażnił,
chociaż, kiedy sama paliłam, nie przeszkadzał mi wcale. Mimo to chciałam tu
zostać, leciała dobra muzyka, jak to zawsze w Rainbow, a przy dobrej nucie
świat wydaje się zawsze odrobinę barwniejszy, choć jednak fajny kawałek nie
zastąpi nigdy LSD. Ten bar był moim drugim domem. A może i pierwszym? W końcu
nigdy nie miałam prawdziwego domu, a to miejsce miało w sobie niezwykłą magię.
Dawało początek życiu, a niektórzy nawet kończyli tu swoją egzystencję, choć
pewnie ostateczny zgon następował gdzieś poza murami tego budynku. Ale to
przecież nie zmienia faktu, że zażycie śmiertelnej dawki heroiny w tutejszym
kiblu prowadziło do kresu życia. I wszystko odbywało się właśnie tu. Ile
widziały i słyszały te ściany? Gdyby miały duszę... No przecież według zasad
animizmu przedmioty martwe mają duszę, to może i ściany też się do nich
zaliczają? Och, ile one ludzkich historii usłyszały, ile bijatyk tu widziały,
ile krzyków rozkoszy pamiętają. I muszę to w sobie dusić, nie mogą się tą
wiedzą z nikim podzielić. Ach, gdybym tak potrafiła się z nimi porozumieć.
Zapewne po grzybach psylocybinowych, kilku dropsach i LSD mogłabym z nimi sobie
porozmawiać, ale nie dziś, nie jutro, ale może już wkrótce. Gdy tylko pozbędę
się jednego problemu.
– Johnny, to samo jeszcze raz! –
machnęłam ręką na zaprzyjaźnionego barmana.
Wychylił się
spod lady, bo właśnie czegoś tam szukał i przyjrzał mi się badawczo. Nigdy nie
lubiłam, jak tak na mnie patrzył, zawsze przechodziły mnie ciarki. Czasami
wydawał mi się seryjnym mordercą, ten jego wzrok... taki zimny, obojętny. Mógł
za moment wyciągnąć skądś nóż i przebić mi nim gardło. Tylko ten jego głos,
tylko on nie pasował do reszty. Był spokojny i ciepły.
– Colleen, może na dziś
wystarczy? To już dziewiąty kieliszek.
Wsadź sobie
tę troskę w dupę, złoczyńco!
– To ja płacę, więc milcz, jak do
ciebie mówię! – sama nie wiem, skąd wzięły się te słowa w moich ustach, postanowiłam się szybko zreflektować. –
Przepraszam. Po prostu mi nalej. Mam dziś gorszy dzień.
Obruszył
ramionami. Pewnie, ostatnio każdy mój dzień był gorszy, nawet powiedziałabym,
że całkiem zły. Ale z drugiej strony nie miałam na co narzekać, potrafiłam
sobie poradzić w wielu sytuacjach, a przecież o to chodziło. Miałam doskonały
plan i tylko czekałam, aby wdrożyć go w życie. Musiał nadejść tylko odpowiedni
moment, a może po prostu nie czułam się jeszcze gotowa.
Odkąd sięgam
pamięcią, zawsze zdana byłam tylko na siebie. Matka puściła się z niewiele
starszym od siebie facetem w wieku osiemnastu lat, po czym oddała mnie do
adopcji. Odtąd nikt już o mnie nie pamiętał. Nikt z biologicznych rodziców.
Ojciec nawet nie wiedział o moim istnieniu, bo w końcu przespał się z moją
matką tylko jeden jedyny pechowy raz, chociaż przypuszczam, że znali się dłużej
niż tylko jedną noc. Trafiłam do rodziny zastępczej, zaraz po tym, jak zostałam
okrzyknięta porzuconym dzieckiem. Ci ludzie byli w porządku, owszem, bywało
między nami różnie, ale nie mam do nich żadnych wyrzutów. Moje życie było
spokojne, pełne miłości, ciepła. Oczywiście wiedziałam o swojej przeszłości,
więc byłam tym ludziom ogromnie wdzięczna, że zgodzili się mną zaopiekować.
Chodziłam do
szkoły, miałam niezłe oceny, nie sprawiałam żadnych problemów wychowawczych, aż
skończyłam dwanaście lat. Wtedy to moja biologiczna matka przypomniała sobie o
moim istnieniu. I zaczęło się... Nie wiem, jak to zrobiła, ale wymusiła na
mojej rodzinie zastępczej zrzeczenia się praw rodzicielskich. Zrobili to,
oddali mnie. Zostawili na pastwę losu, bo matka okazała się dziwką i ćpunką,
nie potrafiła się mną zająć. Mało tego sama zaczęłam zarabiać swoim ciałem, gdy
skończyłam czternaście lat, bo to był najlepszy sposób na łatwą i szybką forsę, której obie potrzebowałyśmy, a mnie
łatwiej było sprzedać obcym facetom, bo z trzydziestokilkuletnią kobietą nie
było już takiej frajdy w łóżku. Pieniądze były mi potrzebne przede wszystkim na
narkotyki, w które wciągnęła mnie mama, gdy miałam niecałe trzynaście lat.
Zaczęło się od marihuany, a skończyło na heroinie. Wcale tego nie żałuję. Nie
uważam też, że to, co robię jest złe. Każdy żyje na własny rachunek i wybiera
najlepszą drogę dla siebie. Ja poszłam w ślady matki, na którą ludzie zawsze
krzywo patrzyli. Dziś już nie biorę heroiny, ale nie stronię od wszelkich
innych, lżejszych specyfików.
Pewnego razu
szłyśmy z mamą Sunset Strip i zaczepił nas jakiś mężczyzna, miał na oko
trzydzieści pięć lat, nie więcej i wadę wymowy, co bardzo mnie wtedy
rozśmieszyło. To było niedługo po tym, jak zamieszkałam razem z moją prawdziwą
mamą, która nagle stała się dla mnie autorytetem. Pozwalała mi na wszystko, nie
miałam żadnych zakazów, tak jak to było, kiedy mieszkałam u Wilsonów. Oni
określili szereg zasad, których musiałam bezwzględnie przestrzegać. Tutaj
mogłam robić dosłownie to, na co tylko miałam ochotę, bo mama raczej się mną
nie interesowała. Później nawet zmieniłam nazwisko na to, którym posługiwała
się moja rodzicielka. Colleen Madden brzmi o wiele lepiej.
Ten
mężczyzna, niewysoki blondyn z tatuażami na ramionach był jakimś tam dawnym
kolegą mojej mamy, uśmiechał się do nas tak przyjaźnie i w ogóle wydawał się
całkiem fajnym gościem.
– Julie? Julie Madden? Nie
widziałem cię tyle lat! – zawołał, kiedy mama odwróciła się w jego stronę zaskoczona. Pamiętam, że ścisnęła mnie wtedy
mocno za rękę i przyciągnęła do siebie, zadrżała. Ja stałam tam tylko i
przyglądałam się obojgu, czekając na dalszy rozwój sytuacji.
– Och, Steven – westchnęła.
– To twoja córeczka? Śliczna
dziewczynka, jak mamusia – pochylił się nade mną i puścił mi oczko. – Nie wiedziałem, że wyszłaś za mąż.
– Nie mam męża – odparła chłodno
i zmierzyła mnie wzrokiem, po czym puściła moją rękę. Poczułam się wtedy trochę odtrącona, nie rozumiałam o
co chodziło i dlaczego mama zaczęła się nagle w obecności tego mężczyzny
dziwnie zachowywać. Tak... jakby miała do mnie jakiś żal, właśnie czułam wtedy
coś takiego. – Steven, moglibyśmy porozmawiać? Ale nie tutaj – rozejrzała się
dookoła i jej wzrok utkwił właśnie w Rainbow. – Colleen, pójdź proszę do domu i
zrób sobie coś do jedzenia – powiedziała jakby nigdy nic i podała mi klucze. Skinęłam głową i
skierowałam się w stronę wieżowca, w którym mieszkałyśmy.
Nienawidziłam
osiedla, na którym mieszkałyśmy. Sam beton i szkło. W okolicy nie było prawie
wcale zieleni, zamiast tego cały dzień słychać było tylko warkot silników
samochodów i czuć smród spalin. Wilsonowie mieszkali w Beverly Hills, mieli
wielki dom, jeszcze większy zielony ogród, a w nim huśtawki, piaskownicę i
drabinki, po których można było się wspinać. Uwielbiałam spędzać tam czas,
razem z moim przybranym starszym rodzeństwem, siostrami Eileen, Jade i braćmi:
Jasonem i Paulem wymyślaliśmy tam wspaniałe zabawy i naprawdę ciężko było nas
wyciągnąć z tego ogrodu.
Tutaj, w
West Hollywood było ponuro, głośno i zawsze bardzo gorąco. Nigdzie w pobliżu
nie było placów zabaw, nie widywało się też bawiących się dzieci. A ja od tej
pory nie miałam czasu na dziecięce zabawy, nigdy mi się nie nudziło i bardzo
rzadko tęskniłam za domem Wilsonów. Nowe życie znacznie bardziej mi się
podobało.
Oczywiście
nadal chodziłam do szkoły, ale moje oceny były słabe, mimo to udało mi się
skończyć szkołę średnią. Zawsze lubiłam się uczyć, ale tylko tego, na co miałam
akurat ochotę. Zamiast lektur szkolnych wolałam czytać kryminały. I robiłam to,
co chciałam. Mama szybko wpłynęła na zamianę mojego charakteru. Byłam twarda i
dążyłam po trupach do celu. Zawsze miałam to, co chciałam. Potrafiłam doskonale
manipulować ludźmi, nauczyciele łatwo mi ulegali.
Tamtego dnia
mama wróciła do domu dopiero wieczorem. Była przygnębiona i kazała mi iść spać,
choć była dopiero jedenasta. Zapytałam, co się stało. Milczała. Zapaliła
papierosa, popatrzyła na mnie i kazała mi usiąść po przeciwnej stronie stołu w
kuchni.
– Widzisz Colleen... – zaczęła,
głośno przy tym wzdychając. – Ten facet, który nas dzisiaj zaczepił to twój ojciec, biologiczny.
Popatrzyłam
na nią jak na jakieś widmo, język utknął mi w gardle. Ten blondyn był moim
tatą! No tak, odziedziczyłam po nim i kolor włosów i oczu. Byłam w szoku.
– On nie wiedział... Nigdy mu o
tobie nie powiedziałam, zresztą po tym incydencie urwałam z nim całkowicie kontakt. Dobrze wiesz, co było
dalej. Nie powinnam była ci o tym mówić, zresztą obiecałam dziś Stevenowi, że
się o nim nie dowiesz. Dlatego pamiętaj, nigdy nie próbuj go odnaleźć, niczego
od niego nie oczekuj. To zamknięty rozdział. Nie powiem ci jak się nazywa,
gdzie mieszka ani czym się zajmuje. Nie powinnaś o nim w ogóle wiedzieć. Nie
mam pojęcia, dlaczego ci o nim powiedziałam. Z tego mogą być same kłopoty. Nie
rozmawiajmy o tym nigdy więcej.
I to był
pierwszy i ostatni raz, kiedy widziałam mojego prawdziwego ojca. Wielokrotnie
chciałam go odnaleźć, podejmowałam wiele prób, ale to wszystko było na nic.
Człowiek zapadł się pod ziemię. Może to i lepiej. Nie miałam do niego żalu.
Skończyłam
po czternastym, byłam już dosyć wcięta, musiałam dostać się jakoś do domu.
Johnny miał wymalowane na twarzy: „A nie mówiłem?”. A pal go licho, mordercę
jednego, który po godzinach morduje przypadkowych przechodniów na Sunset, a
potem cholera wie, co robi z ciałami swoich ofiar.
Dotarłam do
wieżowca, tego samego, w którym przyszło mi mieszkać od dwunastego roku życia,
z tym, że od pięciu lat nie było już matki. Nie wiem, co się z nią stało.
Wyszła z domu i przepadła jak kamfora. Zawiadomiłam policję, wszystko jak
należy, nawet popłakałam po jakimś tygodniu od zniknięcia przez kilka dni, a
potem wróciłam do poprzedniego trybu życia. Załatwiłam wszystkie formalności i
egzystowałam jakby nigdy nic. Wtedy byłam w heroinowym ciągu i wszystko było mi
obojętne. Umiałam zarobić na swoje utrzymanie, niczego mi nie brakowało, tak
przez kolejny rok. Aż w końcu przyjaciółka, po fachu zresztą, złapała hifa i
musiałam się poważnie zastanowić, co dalej. Dziewczyna wkrótce się przekręciła,
złoty strzał, nie chciałam skończyć tak jak ona. Z pomocą mojego, mogę
powiedzieć nawet, że chłopaka, odstawiłam heroinę. Łatwo nie było, leczenie było
cholernie długie i bolesne, ale udało mi się przejść tę katorgę. Porzuciłam też
karierę prostytutki. Udało mi się znaleźć pracę w warsztacie samochodowym. Tak,
wiem, że to brzmi dziwacznie. Co dwudziestolatka może mieć wspólnego z
pojazdami mechanicznymi? Drogimi brykami? Też nie wiem, ale u pana Reutera
nauczyłam się wiele, chociaż wcale nie naprawiałam tam aut, ale z pewnością
teraz bym potrafiła. Siedziałam po prostu na kasie i wystawiałam faktury. I tak
od czterech lat. Z zarobionych tam pieniędzy spokojnie mogłam się utrzymać, bo
byliśmy najczęściej odwiedzanym punktem w całym Los Angeles. I tak wygląda moje
życie. Codziennie od dziewiątej do siedemnastej, a w pozostałych godzinach
zastępowali mnie już mechanicy, gdyż nasz warsztat był czynny przez całą dobę.
Kiedy tylko
weszłam do klatki schodowej uderzył mnie mocny i nieprzyjemny zapach. Ciągle
ktoś tu załatwiał potrzeby fizjologiczne, smród był nie do wytrzymania.
Lokatorzy próbowali pilnować porządku, ale marnie im to wychodziło. Ściągnęłam
windę na dół, weszłam i wcisnęłam guzik z numerem sześć. Następnie wyjęłam z
kieszeni spodni klucze i po chwili byłam w moim mieszkaniu. Po zaginięciu matki
urządziłam się po swojemu, zmieniłam meble, zrobiłam mały remont, miałam trochę
luźnych pieniędzy, więc mogłam sobie na to pozwolić.
Wzięłam
prysznic, sięgnęłam jeszcze po butelkę z wodą mineralną w kuchni, żeby rano po
przebudzeniu nie musieć jej szukać, nastawiłam budzik na siódmą trzydzieści i
położyłam się do łóżka. Teraz miałam chwilę, aby poukładać sobie to i owo w
głowie.
Wiedziałam
już dokładnie kim jest mój ojciec, a to dzięki wspaniałemu internetowi. W sumie
to dowiedziałam się o nim ciekawych rzeczy już kilka lat wcześniej, kiedy to
mama postanowiła załatwić nam dostęp do sieci. To zmieniło całe moje życie,
zmieniło, ale też uprzykrzyło. I nie, wcale nie chodzi mi o ojca, a o kilka
małych incydentów. I pewien problem, z którym wkrótce się pożegnam.
Z pewnych
źródeł uzyskałam też informację o tym, że mój ojciec wie, że ma córkę, wie ile
ma lat, ale nigdy jej nie widział. To ciekawe, gdyż albo kłamał, albo moja
matka powiedziała mu, że nie ja jestem jego córką, bo przecież jego dziecko zostało oddane do
adopcji. Nie wiem, jak oni sobie to wymyślili, ale ten element nie pasował mi
do całej układanki. Mniejsza z tym, to i tak nie miało większego znaczenia.
Najlepsze było to, że uważał, iż jestem szczęśliwa, nie znając prawdy. W jakim
on żyje błędzie...
No i za to Cię normalnie kocham i na rękach będę Cię nosiała, haha! Co prawda przeczytam jutro, bo dziś nie jestem w stania. A wisz, że mi się podoba tytuł rozdziału? Wiesz, to nie?
OdpowiedzUsuńJednak moja prośby czasem są wysłuchane.
OdpowiedzUsuńJa niosąca śmierć? O jeny, co za miano. Może nikt cobie właśnie na taki zmienie? Hmm "Kobieta nosiąca Śmierć" muszę się nad tym zastanowić :D
Wow, to może kiedyś cos tam o mnie powiedzą
OdpowiedzUsuńZapowiada się nieźle ;p muszę przyznać, że domyśliłam się od razu, że Steven jest ojcem Colleen.. a jak sobie teraz tak o tym pomyślałam, to przypomniało mi się, że zrobiłaś mi mały spoiler fabuły Twojego opowiadania ;p (wiesz o czym mówię na pewno)No i drugie zdanie rozdziału, wypisz wymaluj, mój tekst z dzisiaj ;D Hm.. może doczekam się tutaj jeszcze kilku moich "zrytych myśli" ;p
OdpowiedzUsuńCzekam na kontynuację.
Pozdrowienia dla mojego zdolnego Kotecka ;***
Kiedy ja Ci ten spoiler fabuły zrobiłam? Bo sobie nie przypominam tego raczej. I nie mam zielonego pojęcia o czym Ty do mnie mówisz. ;D
UsuńWiesz, wszystkie moje opowiadania to wypisz wymaluj nasze zjebanie zajebiste życie. A jeśli chcesz swoje myśli, to proszę bardzo, możesz się ich spodziewać.
Mysecko :*
Nie chcę mi się szukać tego na GG ale chodziło o to, że napisałaś mi o kim będzie Twoje new opowiadanie :) Ooo to sie nie mogę doczekać ;D
UsuńKoteceeek :*
A to, Filip też już wie. I chyba tylko Wy :)
UsuńBo to żadna tajemnica, o kim. Ważne, co będzie się działo, hihi.
Ej, ej, ej! Jak jutro się spotkamy to idźmy na sk8 park, bo widziałam tam ładnych chłopców, pewnie gimbusy, ale dla mnie to nawet mogą być młodsi, byleby jak Jon Bon Jovi wyglądali. Fajną muzykę dzisiaj tam puszczali, to warto się rozejrzeć.
Hm.. ok można iść tylko ja jeszcze zobaczę, bo maybe wpadnę do mojej Sis, bo dzwoniła dzisiaj ok? Jak będziemy wychodzić na dwór to napsize. A chlopaki nie jadą jutro tylko w niedziele... To znaczy moj jedzie ale Pilar i Kamil nie. Hahaha takich jak JB to na pewno tam znajdziesz ; p
UsuńDolores? Mogłabym iść z nią znów na piwo, ale kurna, na prochach jestem i będę miała odjazdy, jak wczoraj. Spałam prawie 20 godzin!
UsuńJadą na IRĘ? Jadę kurde z nimi, najwyżej u Mateusza przekimam.
Nie wierzysz? Ja tam wierzę, że Jon tam będzie. Albo Jędruś, bo on na deskorolce zapierdala.
A no tak.. Hahah Jędrek na pewno ;p No jadą na IRĘ. Mnie nie zaprosili ;< ale i tak bym nie jechała ;p jakoś nie mam ochoty ostatnio na nic. Tak Dolores ;D ja tez ostatnio abstynent bo anty biorę ;p
UsuńJędrek to się szlaja po pubach na Rynku. Wiesz, to może pójdziemy w niedzielę do Koki? Odpal sobie 4 zł na piwo.
UsuńNo kurwa, co się z nami porobiło? Jak tak to ciągnęłyśmy dzień w dzień, a teraz to bliżej nam do grobu niż do alkoholu.
Życie... eh.. nic tylko palnąć sobie kulkę.. No w niedziele mam koniec anty ; p zgadamy się jeszcze jak coś.
UsuńDobranoc ;**
Życie, życie i Jędrek, ech...
UsuńOkay!
Pa;*
No do USA to ja mam zamiar się wyprowadzic. Z obywatelstwem może być problem... szkoda, że to nie WB, to ich obwyatelstwo mam...
OdpowiedzUsuńJa już mam tam tyle osób zabrać. Ale czekaj, kiedyś mówiłysmy, że będziesz moim przewodnikiem i kierowcą, bo ja prawka jeszcze nie mam.. no to i tak muszę Cię zabrać.
OdpowiedzUsuńOj :* No to wielka szkoda... ale wyzdrowieje 'twoje dziecko' i będzie dobrze.
OdpowiedzUsuńSorry, że się wstrące, ale masz u siebie chłopców, którzy wyglafają jak Jon Bon Jovi?
No to ja się do Ciebie przeprowadzam, no! Kocham Jona odkąd skonczylam jakieś 6 lat i od tamtego czasu slinie się na jego widok, no!
OdpowiedzUsuńNo rzeczywiscie coś tam było! Cos sobie przypominam, ale mam chyba za duże luki w pamieci... ale cos takiego było.
OdpowiedzUsuńoch! zapowiada się naprawdę ciekawie! *.* czy dobrze, myśle, że Steven to właśnie TEN Steven? czy może jednak nie? :>
OdpowiedzUsuńNie wiem dlaczego, ale Steven w roli ojca rozśmieszna mnie najbardziej... Hahaha, dobra ogrnę się.
OdpowiedzUsuńCollen nie miała za łatwego życia. W sumie, to zanim matka ją nie zabrała z tej rodziny zastępczej, to chyba nawet dobrze jej się tam widoło. Ale własnie też sie zastanawiam, co takiego Julie zrobiła... może zapłaciła? Albo powiedziała, ze ich wszystkich wybije, jak nie oddazą jej córki (znów sie odzywają moje mordercze myśli :D) Tak czy siak Collen trafiła do bagna, bo innaczej nie można tego określic. Jednak potem z niego wyszła... no i tak się zastanawiam, czy jak już wie kim jest jej staruszek, to czy będzie chciała do niego jakoś dotrzeć. Ale chyba taaak... bo chyba innaczej by nie miało to za bardzo sensu.
A swoją droga, to fabuła trochę podobna do tego opowiadania o McKaganach, co pisałam i przerwałam, a teraz mam do niego wrócic.
I na marginesie http://zwierzenia-sunset-strip.blogspot.com/ zapraszam na nowy rozdział :*
Rozdział przeczytam w wolnej chwili. A hm... miałabym do ciebie prośbę, a w zasadzie kilka pytań odnośnie Photoshopa. 34477110 <-- to mój numer gg, napisz jeśli możesz :)
OdpowiedzUsuńTaak, wiem, że ma córkę. Chyba nawet Ty mi o tym kiedyś pisałaś. Napewno ktoś z blogów.
OdpowiedzUsuńNo tak nie do końca mi podkradłaś. W sumie, to tylko ten wątek, że jest córka, która nie wiedziała, kto jest ojcem, a ojciec nie wiedział nic o córce. No ale Twoje bohatera potem się dowiedziała, a moja w sumie do końca opowiadania o tym nie będzie wiedziała, więc jest już rozbierzność :D
A co do komentarza pod rozdziałem. Nooo, Cassie jest biedna, ale cóż, życie bywa okrutne, prawda? No i powiem Ci tak po przyjacielksku, ze względu na dobrą znajomość, iż Cassie będzie kimś ważnym w zyciu Hudsona, ale on w jej? No tak nie za bardzo. No będzie to dość skomplikowana sytuacja. Ale cóż, ja zawsze takie właśnie pisze.
Straszysz mnie kelnerem-psychopatą?! No to jest niepojęte! xD Przecież JA ZAWSZE pamiętam o WSZYSTKIM! Oprócz informowania... ale to tak na marginesie.
OdpowiedzUsuńW każdym razie, podoba mi się ten pomysł, ale czuję, że życie Collen wcale by się nie zmieniło, gdyby żyła z ojcem :) Taki z niego odpowiedzialny i zrównoważony człowiek.
No nic. Niegrzeczna dziewczynka! A będzie go szukała? W sumie, to chyba bez sensu. Chociaż może...
Wiesz, na blogach nawet nie ma co się o plagaity osądzać, bo naprawdę mam wrażenie, że już wszystko było i naprawdę jest cieżko wyskoczyć z czymś całkiem nowym.
OdpowiedzUsuńAh, no Slash się wkopie w taki związek, ale czy to będzie opierało się na miłości? Sama nie wiem, może potem sobie uświadomi, że to była miłość, ale cóż... bo tak przez całe życie, to będzie bardziej chęć przelecenia owej dziewczyny, haha.
A stara nuda, jak to się mówi. Ogólnie, to dziś mnie przegonili po sklepach, robiłam za tragarza i tyle. Zaczynam załować, że jestem sama z mamą i nie ma w domu żadnego faceta, no! Aaaaa i normalnie moj pies się puscił i mam sczeniaka. Haha. A u Ciebie?
OdpowiedzUsuńTytuł mnie troche zmylił bo byłam przekonana, że zacznie się od jakiegoś morderstwa, a tu nie. Generalnie, już mi się podoba i ciekawi mnie historia ze Stevenem :D
OdpowiedzUsuńA no mowilas, ze twoje autko jest chore. Ale pociesz się, ze ja tez wszędzie na piechotę. Tyle, co do miasta autobusem, a po miescie juz z buta. Chociaz mi sie kondycja poprawila, jak co dzien z 9 km robie. Haha
OdpowiedzUsuńNo własnie, jakoś sie do tego nie chudnie. Chociaz ja i tak nie mam z czego schudną, haha.. ale wiesz, ruch to zdrowie :D
OdpowiedzUsuńNo to możesz mi oddać :D
OdpowiedzUsuńTo ja chętnie biore :)
OdpowiedzUsuńCiekawie się zapowiada, i zajebiście, to po pierwsze :)
OdpowiedzUsuńTytuł, zgodzę się z silence, trochę myli. Też próbowałam gdzieś tam znaleźć jakieś morderstwo, ale chuj - nie ma, nie napisałaś.
Tak, że tu mnie zaskoczyłaś. Chyba pozytywnie, bo to by było trochę zbyt banalne :)
Przyznam, że już się wkręcam w historię, chociaż jeszcze nie ogarniam do końca :)
I czekam na kolejne ze zniecierpliwieniem :)
Też coś takiego mam często. Piszę, piszę i nagle siadam, czytam kawałek i takie 'wtf?!', o co mi chodziło?
OdpowiedzUsuńWtedy wszystkich zabijam i po sprawie :)
Serio, to całkiem przednie rozwiązanie - i zawsze jest dramatycznie, a dramaty są fajne :)
OdpowiedzUsuńMoże i troszkę przereklamowane, no ale c'mon! Śmierć jest fajna!
OdpowiedzUsuńCzytalam o boharerach. Haha, taaaa, może u Ciebie w opowiadaniu wydam w końcu tą książkę. Jeny, ale mi milo, ze tu jest ta Rosie, naprawde, nikt jeszcze nie dal mnie do opowiadania.. a to takie mile :)
OdpowiedzUsuńNo to mnie bardzo uszczęśliwiłas i Ci juz nawet wybacz, że się nade mną czasem znęcasz.
OdpowiedzUsuńHmmm, no sama nie wiem... w sumie, ogladam dość często ten teledysk.. ale nie wiem... może, tylko nie wiem kogo :D
OdpowiedzUsuńJa za to McKagana widze tu http://www.youtube.com/watch?v=Mj-8CUTt_Ew
OdpowiedzUsuńHaha, no Adlerów, to ja też tam widzę :D Ale no Duffa to w szczególności, ja nie wiem.. może McKagan wzrowował się na tym gosciu?
OdpowiedzUsuńHmmm... to sama nie wiem, ale podobieństwo jest.
OdpowiedzUsuńCiekawe czy sami zaintersowani tez widzą to co my :D
OdpowiedzUsuńPostaram się przeczytać jeszcze dzisiaj :)
OdpowiedzUsuńJeśli masz ochotę to wpadaj do mnie:
http://welcome-to-the-jungle-motherfucker.blogspot.com/
Myslę, że by zerknął, bo on chyba oglada, to co mu ludzie wysyłają.
OdpowiedzUsuńA nie wiem o co zapytać...
OdpowiedzUsuńNo to mamy problem.. może cos, czy wie, ze jest podobny? Chociaz, nie.. to głupie.. albo, ze uwazasz, ze jest podobny i co on o tym sadzi?
OdpowiedzUsuńNooo, to teraz mama zadanie, haha.. obawiam sie, ze chyba moje zdolnosci językowe nie są az na takim duzym poziomie :( Chociaz wydaje sie to byc latwe.. "Mysle, ze jesteś podobny.., co Ty na to" Niby łatwe...
OdpowiedzUsuńMusze nad tym glebiej pomyslec.. taaa, kurde, jezdzi sie do Szkocji, bywa sie tam czesto, i tak dalej i co? No i nawet trudnosci z takim zdaniem. Porazka :(
OdpowiedzUsuńNie wiem, to zależy od nastroju :) Zobaczymy, może ktoś tam umrze. U Ciebie domyślam się, że na pewno :D
OdpowiedzUsuńNo i jestes mądrzejsza ode mnie :D... ale jak się nie zmieści, to kurde nie wiem..
OdpowiedzUsuńHahaha, no to ciekawe teraz, czy odpisze. Daj mi znać jak coś :)
OdpowiedzUsuńNo wiem, ze szansa jest mała, ze odp, ale zawsze jakas nadzieja jest :D
OdpowiedzUsuńWiesz, potem bedzie zgormadzienie rodzinne i "Czy wy tez to widzicie?" haha
OdpowiedzUsuńSusan Holmes McKagan. Haha.. chcesz sie pytać jej, czy ona sądzi to samo?
OdpowiedzUsuńTo zapytaj sie Perli, co sadzi o podobienstwie Duffa haha.
OdpowiedzUsuńHmmm, nie wiem, czy by Grace odpisala, chociaz napewno by sie tym zaintersowala.. A co Perle obchodzi? Chyba cos obchodzi, bo chyba to jednak przyjaciel jej męza.
OdpowiedzUsuńNo w sumie tak... bo jednak najabrdziej pasuje najblizsze osoby z otoczenia Duffa.
OdpowiedzUsuńA pytaj!
OdpowiedzUsuńTy, jak ona to przeczyta i on, to naprawde moze sie tym zainteresuja, bo w koncu bedzie "ale o co chodzi?"
OdpowiedzUsuńTo wtedy zaczna sie zastanawiac... haha... wiesz, pokaza córka, moze one cos zobaczą :D
OdpowiedzUsuńAaaa, sluchaj, czy ja moge to dać do tego mojego opowiadania o McKaganach? Moge? Wiesz, ta akcje z tym pytaniem.
Hmm.. no zobaczymy, co nam czas pokaze. :D Haha. Ale dobra, tak szczerze, to ja sie tu tak brechatm przed tym komputeram. Az sie na mnie mama dziwnie patrzy.
OdpowiedzUsuńNo ale jesteś współaitrką tego pomyslu. Haha.. no to dam. Bedzie zabawnie.. bo w sumie cale opowiadanie sklada sie z takich zabawnych styacji :D
Z naszego glupiego pomyslu :D
OdpowiedzUsuńNo, moge Ci nawet napisac pre glupich akcji.. w sumie, to jest tam taka jedna, pisalam ja to palakam ze smiechu, a potem w nocy tez nie moglam zasnac, bo tez mi sie z tego smiac chcialo :D
A czemu wtedy będzie nam glupio?
OdpowiedzUsuńAaa, co? Haha, to tak, ogolnie, to cale opowiadanie (no moze nie cale, ale duza jego czesc) dzieje sie w moim kochanym Edynburgu in Szkocja. No i tak... Susan wykombinowala, ze chce zobaczyc Duffa ubranego w kilt. haha... I jakos dziwnie udalo sie jej ja przekonać do tego.. Haha.. i wiesz, jak byli w sklepie i on to juz na sobie mial, to Grace mu sptryknela fotke i powiedziala, ze na facebooka wstawi. haha, a Duffy tak nie chcial, aby az tak duzo ludzi go zobaczylo, wiec.. zaczal biegac za nia po sklepie, aby mu aparat oddala, ale wiesz.. ona spytna wybiegla na ulice... no a Duff za nia.. wiec, biegal po Edybrugu w spodniczce.
Jak chcesz, to podaj mi maila, to Ci wysle ten rozdzial :D
OdpowiedzUsuńA to troche poczekasz, bo to dopiero 21 rozdzial :D, no ale w sumie, to nie tylko ta sytuacja jest smieszna.. ogolnie chcialam, to tak napisac na wesolo, chociaz sam ogol fabuly taki wesoly nie jest :D
OdpowiedzUsuńTaaa, te slowa powoli staja sie moje motto zyciowe. Haha
OdpowiedzUsuńŁeeeee... Może mysli? Haha
OdpowiedzUsuńNo nie wiem.. zastanawiac się z której strony podobny? Wiesz, on jest facetem, a im myslenie idzie opornie :D
OdpowiedzUsuńNo własnie, to jest naprawdę kwestia, do głebokich przemyslen. Analizy filozoficznej i tak dalej.
OdpowiedzUsuńNo i własnie może na tym polega jego problem. Że nie może!
OdpowiedzUsuńNo coz, nie zawsze mamy, to co chcemy :D
OdpowiedzUsuńDwie wredoty się dobraly... normalnie, jak kiedyś spotkam Duffa, bo wiem, że w końcu go spotkam, bo tyle razy już się oarłam o spotkanie z nim, to mu to wypomne!
OdpowiedzUsuńNo w sumie... tak... w jaja za to go kopnę!
OdpowiedzUsuńO Boże... padłam.. leże pod buirkiem.
A po co mu rodzinę powiększać? Nie wystarczy mu, że ma już 3 baby w domu? 4 mu chyba nie potrzebna :D
OdpowiedzUsuńIntelignecja niektórych ludzi powala.
Rodzi się więcej dziewczynek, wiec... pewnie by byla kolejna baba :D
OdpowiedzUsuńA kiedy wstawisz coś nowego na drugiego bloga?
Nie, no.. ale Duff to jest jednak biedny. Jak te jego trzy baby na raz mają okres, to on pewnie wtedy z domu ucieka, haha..
OdpowiedzUsuńTo wstawiaj, bo dawno nie bylo :)
Nie wiem, jakoś tak myślę, może to intuicja.
OdpowiedzUsuńAle na pewno nie pomógł mi w tym tytuł 'morderca'.
Nie, nie, nie..
To było coś innego.
Nie wiem.
Może ułożenie planet.