Obudził mnie dźwięk budzika
ustawionego w telefonie. Jak zwykle zrzuciłam komórkę z nocnej szafki, zanim
wyłączyłam piekielne buczenie, które
każdego ranka dnia roboczego przyprawiało mnie o dreszcze. Mimo że przez
rolety zamocowane w oknach przedostawało się dużo światła do wnętrza sypialni,
przewróciłam się na bok i zacisnęłam mocno powieki. Nie dane było mi jednak
ponownie zasnąć, gdyż u sąsiadów zaczęły
przewracać się chyba meble, inaczej nie potrafiłam wytłumaczyć tego
hałasu. Podniosłam się do pozycji siedzącej, przeciągając się i ziewając
jednocześnie. Rozejrzałam się po pokoju, który zaaranżowany był w kolorach
bieli, brązu i fioletu. W zasadzie był to fiołkowy, ale lubię wszystkie
odcienie tej barwy, więc przymknęłam oko na błąd ekipy remontowej, która kupiła
nie tę farbę, którą wybrałam. Całe mieszkanie miałam więc pomalowane na jedno
kopyto, z tym, że odcienie fioletu w
kolejnych pomieszczeniach znacznie się od siebie różniły.
Wreszcie mój wzrok padł na elektroniczny
zegarek stojący na komodzie. Przetarłam oczy z niedowierzaniem. Jakim cudem
mogło być już grubo po ósmej? Zerwałam się z łóżka jak oparzona i zaczęłam w
pośpiechu szykować się do pracy. Odpuściłam sobie śniadanie i tak byłam już
spóźniona, nie dałabym rady dotrzeć w dwadzieścia minut na róg North La Cienega
Boulevard i Santa Monica Boulevard, to było fizycznie niemożliwe. Biegiem
udałam się na przystanek Santa Monica/Doheny i na moje szczęście zdążyłam
wsiąść do autobusu, który praktycznie już ruszał. Odetchnęłam z ulgą, wszystko
wskazywało na to, że dotrę do pracy na czas. To dobrze, bo stary Reuter chyba
by mi głowę urwał, gdybym się spóźniła, gdyż miała przyjechać dostawa, a przecież rachunkami w firmie zajmuje się
nie kto inny, jak właśnie ja.
Styrana jak koń po westernie wbiegłam do
budynku. Mężczyzna po pięćdziesiątce z wyraźnymi oznakami siwizny na niegdyś
ciemnej czuprynie zmierzył mnie wzrokiem. Machnęłam ręką, co miało oznaczać: nie ważne, już wszystko gra, szefie i
zniknęłam w moim małym biurze, gdzie na biurku piętrzyły się papiery, którymi
miałam zająć się w najbliższych godzinach. Chwyciłam się za głowę z
bezradności, tego było naprawdę dużo. Nie tracąc czasu, zaczęłam je segregować,
żeby ułatwić sobie pracę.
Około południa głód zaczął mi bezlitośnie
doskwierać, a każde kolejne burczenie dochodzące z okolic brzucha przyprawiało
mnie o nerwy. Na szczęście uporałam się ze wszystkimi fakturami i mogłam
wyskoczyć na pięć minut do pobliskiego sklepu, żeby kupić cokolwiek do jedzenia,
zanim umarłabym z głodu. Chwyciłam torebkę z sofy i już zbierałam się do
wyjścia, kiedy w drzwiach stanął jakiś mężczyzna, co wywnioskowałam po jego
obuwiu, gdyż wpatrywałam się w podłogę.
– Ja właściwie do pani – powiedział, ale
dalej stał w tym samym miejscu.
Podniosłam głowę do góry i westchnęłam z
rezygnacją w głosie. Co on tu robił? Nie miałam bladego pojęcia, jednak tym
razem nie zamierzałam wywoływać paniki i spróbowałam opanować negatywne emocje,
które mną targały na jego widok.
– Widzę, że przyszedłem nie w porę, to
może jednak odłożę moją wizytę na inny dzień. Bardzo zależy mi na rozmowie z
panią – jego błękitny wzrok przenikał każdy milimetr mojego ciała, czułam się
dziwnie. W ogóle ta sytuacja była niepoważna. Czego on ode mnie chciał? A może
nie chodziło o mnie, może po prostu zapomniał o czymś, będąc ostatnio w naszym
warsztacie. W głębi duszy modliłam się, żeby właśnie tak było. Nie byłam gotowa
na to spotkanie, nie dziś, kiedy od samego rana wszystko waliło mi się jak
kostki domino.
– Zamierzałam iść do sklepu, nie
zdążyłam zjeść rano śniadania – wypaliłam, z nadzieją, że zaraz sobie pójdzie.
Po chwili jednak miałam zamiar uderzyć głową w ścianę. Co za idiotka ze mnie,
jakie ja brednie potrafię wygadywać.
– W takim razie zapraszam panią na lunch
do pobliskiej restauracji – uśmiechnął się. – Och, przepraszam, nie
przedstawiłem się. Steven Adler – zrobił krok do przodu i wyciągnął dłoń w moim
kierunku. Zawahałam się. Co on sobie myślał? Że nie wiem, kim jest? W takim
razie grubo się mylił! Postanowiłam jednak udawać, że jest mi zupełnie obcy,
podałam mu rękę, przedstawiłam się i odmówiłam, tłumacząc się, że nie chodzę z
nieznajomymi mężczyznami na obiady, co mój chłopak mógłby odebrać dwuznacznie. Dostrzegłam
błysk w jego oczach, zrozumiałam, że wie o mnie o wiele więcej niż mi się
wydaje. Był nieugięty i zapewnił, że szef nie będzie robił z powodu lunchu
żadnych problemów, a mój, jak to określił, narzeczony, nie ma się czym przejmować, bo chyba ufa mi
na tyle, aby wiedzieć, że nie byłabym zdolna umówić się z facetem, który: mógłby być pani ojcem. Gdy wypowiedział
te słowa, a zrobił to bez żadnego zająknięcie, nad wyraz naturalnie, przeszedł
mnie zimny dreszcz. Uświadomiłam sobie, że to wyjście do restauracji jest tylko
przykrywką, tak naprawdę chodziło mu o mnie, a nie o żadne sprawy związane z
samochodem. Chciałam się wycofać, ale z drugiej strony byłam ciekawa, co
mężczyzna ma mi do powiedzenia i właśnie ciekawość zwyciężyła, zgodziłam się.
Nie sądziłam, że mówiąc: pobliska restauracja miał na myśli STK –
drogi lokal, w którym serwowano międzynarodową kuchnię i owoce morza,
usytuowany zaledwie cztery minuty drogi pieszo od warsztatu. To były najgorsze
minuty mojego życia. Milczałam, bo nie wiedziałam, co mam powiedzieć, a blondyn
najwyraźniej nie zamierzał przerywać tej ciszy.
Dopiero gdy zamówiliśmy obiad, wybrałam
danie z ostrygami za czterdzieści dolarów – a co tam, w końcu nie ja płacę,
Steven zdobył się na odwagę i w końcu się odezwał z zapytaniem, czy moglibyśmy
przejść na ty, bo tak będzie zdecydowanie łatwiej, kiwnęłam, potakując.
Prawdę mówiąc, początkowo nie
dowiedziałam się niczego nowego. Powiedział, że jest dawnym przyjacielem mojej
mamy, ale raczej nie utrzymywali kontaktu z przyczyn mu nieznanych.
Może to była prawda, może kłamstwo,
z tego, co wiedziałam, to mama nigdy nie powiedziała mu o tym, że jestem jego
córką. Chyba nie domyślił się tego nagle po dwudziestu czterech latach? A może
właśnie wtedy, dwanaście lat temu, gdy spotkałyśmy go na Sunset Strip,
opowiedziała Adlerowi całą historię? Miałam ogromny mętlik w głowie i czekałam
na dalszą część jego relacji, licząc, że dowiem się czegoś więcej.
– Kilka miesięcy temu dostałem list
od Julie. Proszę, przeczytaj – podał mi kopertę do ręki – jest twój.
Zadrżałam. List? Od matki? Po pięciu latach… Spodziewałam się
najgorszego. Przełknęłam głośno ślinę i otworzyłam kopertę. Ręce dygotały mi
jak galaretka.
Drogi Stevenie,
Nie mam do kogo zwrócić się z prośbą
o pomoc, zostałeś mi tylko Ty, choć wiem, że po tylu latach nie mam
najmniejszego prawa prosić Cię o cokolwiek. Ale nie chodzi tu o mnie, lecz o
dobro naszej córki.
Pamiętasz
nasze przypadkowe spotkanie w 2000 roku? Powiedziałam Ci, że Colleen jest Twoim
dzieckiem, wyjaśniłam wszystko równocześnie błagając, abyś nigdy się do niej
nie zbliżał. Nie chciałam, aby wiedziała o Twoim istnieniu, nie zamierzałam też
zmieniać Twojego poukładanego już życia. I jestem Ci dozgonnie wdzięczna, że
spełniłeś moją prośbę.
Teraz nastąpiły zupełnie
niespodziewane okoliczności. Pięć lat temu wyjechałam bez słowa z Los Angeles
wraz z moim chłopakiem, pozostawiając Colleen samą sobie. Wiem, pomyślisz
sobie, co ze mnie za matka, ale to było nieświadome działanie, w zasadzie wcale
tego nie planowałam. Po prostu pewnego razu obudziłam się z myślą, że nie mogę
dłużej tak żyć, nie tu, nie po tym, co zrobiłam mojemu dziecku. Nie wiem czy
były to wyrzuty sumienia czy… czysty egoizm.
W każdym razie nadal twierdzę, że
to była dobra decyzja, aby raz na zawsze zniknąć z jej życia.
Wiedziałam, że jakoś sobie poradzi, to silna dziewczyna, ma mocny charakter, po
Tobie, Steven.
W czasie mojego pobytu w Saint Louis
wdałam się w kłopoty z prawem, w każdym razie to już tylko przykre wspomnienie.
Niestety jest jeszcze coś: choroba psychiczna. Mianowicie wykryto u mnie
zaburzenia depresyjne nawracające, zwane depresją dużą. Nie będę pisała na czym polega i jakie mam
objawy, bo nie to jest przedmiotem tego listu. Choroba nie jest dziedziczna,
więc możesz być spokojny, z Colleen nic złego się nie stanie.
Obecnie jestem na leczeniu w
zamkniętym zakładzie psychiatrycznym i prawdopodobnie prędko go nie opuszczę, a
jeśli nawet, to z pewnością szybko tu wrócę.
Moja prośba jest następująca. Chcę,
abyś spróbował odnaleźć Colleen, przyznał się, że jesteś jej biologicznym ojcem
i w miarę możliwości przekazał jej moje przeprosiny, choć one niczego nie zmienią, to jednak pragnę,
aby nasza córka znała całą prawdę, a ja ze skruchą przyznaję się do popełnionej
winy.
Steven, proszę, jeśli tylko możesz,
zajmij się nią. Wiem, że się nie zgodzi, nic na siłę, ale obiecaj mi, że
będziesz miał na nią oko, chociaż tak dyskretnie. Boję się, że może mieć
kłopoty i to właśnie przeze mnie, przez to, że nie potrafiłam jej wychować i
zapewnić jej odpowiednich warunków do dorastania. Nie wiem, co sobie myślałam,
kiedy zabrałam ją z domu Wilsonów, nigdy sobie tego nie wybaczę.
Teraz chcę na dobre zniknąć z
Waszego życia. Nie próbuj mnie szukać, nie uda Ci się to, nie przy mojej
chorobie. Po prostu potraktuj mnie jak powietrze, a uwagę skup na Colleen, ona jest teraz najważniejsza. Nie mogłabym
odejść z tego świata, wiedząc, że w jej życiu stało się coś złego. Spokojnie,
nie planuję jeszcze kopnąć w kalendarz.
Będę Ci wdzięczna, jeżeli
potraktujesz moją prośbę poważnie.
Julie Madden
Zmięłam kartkę papieru w dłoni i
rzuciłam ją ze złością na stół. Wylądowała między moim pustym talerzem, a
świecznikiem. Nie kryłam szoku, choć przyznam, że ten pełen wyznań list
zupełnie mnie nie wzruszył. Nie wiem, na co moja matka liczyła, bo chyba nie na
litość i nie na wybaczenie. Co za głupota! Zajmij
się nią – nie potrzebuję niańki! Przez pięć lat miała mnie w nosie, nie
obchodziło ją to co się ze mną działo. To był okres, w którym najbardziej jej
potrzebowałam. Zostawiła mnie na lodzie! Miałam tylko Travisa, jak dobrze, że
on był przy mnie i się o mnie w tamtym czasie troszczył.
Nie miałam pretensji do Stevena, nie
mogłam ich mieć, przecież on nie był niczemu winny. Też stał się ofiarą gry
mojej matki, szkoda, że dał się w to wciągnąć, pewnie po nim odziedziczyłam
również naiwność.
– Jak mnie znalazłeś? – zapytałam, gdy trochę
ochłonęłam. To była teraz najważniejsza kwestia naszego spotkania.
– Wynająłem prywatnego detektywa,
który prowadził sprawę przez cztery miesiące. Colleen, wiem o wszystkim.
Musiałem to zrobić, bo twoja matka była zbyt tajemnicza w tym liście, a jeżeli
mam ci pomóc, to chyba muszę cokolwiek o tobie wiedzieć. Nie będę cię oceniał,
możesz być spokojna. Ja też w życiu przechodziłem przez syf.
–
Wiem – odburknęłam, chwyciłam pomięty papier, schowałam go do torby i
podniosłam się z krzesła. – Dziękuję za obiad, muszę wracać do pracy –
odwróciłam się na pięcie i skierowałam do wyjścia. Chwycił mnie za rękę i podał
sztywny kawałek papieru. Wcisnęłam wizytówkę do kieszeni i bez słowa pożegnania
wybiegłam z restauracji.
Rześkie powietrze zdecydowanie mnie
ocuciło. Nie miałam siły wracać do warsztatu, ale nie mogłam sobie odpuścić.
Nie zamierzałam wykorzystywać dobroci Reutera. Choć jak na jeden dzień, w
dodatku poniedziałek, to było dla mnie zbyt wiele wrażeń. Jedyne dobre, co mnie
spotkało, to fakt, że wyjaśniły się moje obawy. Faktycznie byłam śledzona, na szczęście przez detektywa. Nie dawało mi
spokoju jedno, co tak naprawdę Steven o mnie wie? Skoro to dochodzenie trwało
cztery miesiące, pewnie poznał moje największe sekrety.
***
Potraktujcie ten rozdział jako prezent świąteczny. Publikuję przed 'końcem świata' i możecie być ze mnie dumni - zaliczyłam dzisiejsze kolokwium z prawoznawstwa.
***
Potraktujcie ten rozdział jako prezent świąteczny. Publikuję przed 'końcem świata' i możecie być ze mnie dumni - zaliczyłam dzisiejsze kolokwium z prawoznawstwa.
patrz, tobie czytało sie syzbko mój rozdział ja pochłonęłam szybk twój, co niestety mnie zasmuciło bo chcę więcej, ech...
OdpowiedzUsuńmoze odpoczątku, co? dzień zacżał sie fatalnie, ale czy do konća no nie wiem? wydaje mi się, ze mimo wszystko dobrze jest znać prawdę, mimo że jest ona często okrutna, i tak jak u Colleen, wzbudziła ogromne pokłady nienawiści i złości. i tak myślałam, ze tym kims kto ją śledzi będzie Steven, mozne nie dokłądnie on, ale jego detektyw... wieć prawie to tak jaby on. dobra, niewazne, moje zdania sa bezsensu. wracająć. mam tlykot akie ejdno pytanie, być moze teog nie pamietma, Matka Colleen umarła, czy nie? mimo teog listu? bo za cholery nie umiem sobie przypomnieć i mnie to wkurza.
i ogolnie co do rozdizału to.. naprawdę bardzo dobry! wreszcie cos się "wyjaśniło", tak to ujmując1 ;* czekam na kolejny, jak zawsze!
ten co teraz napisałam tez chyba był dłuższy niż poprzednie... ;d
OdpowiedzUsuńw sumie fakt, widać to. i nie ma o co sie gniewac na ojca, on Boga duchy winnien jest!
domyśliłam się jak po raz koeljny to rpzecyztałąm, po prostu nie umiałam sobie przypomnieć tego faktu ;)
w sumie... fakt! czekałam na neg!
tak, zawsze jakis pozostaje, mimo wsyztsko napenwo nie jest to złosc jak w stosunkud o matkui, która no... niewatpliwie nie postapiłą dobrze.
OdpowiedzUsuńale wszytsko dizie sobei rpzeypomnieć ;)
:)
Hej :)
OdpowiedzUsuńMiałam dziś nie czytać, ale jednak stwierdziłam, że jak dziś tego nie zrobię, to dopiero w niedzielę, a to będzie za długo i nie wytrzymam. Swoją droga, to właśnie przed chwilą ogrnęłam swój komputer i tak się spostrzegłam, że jestem w stanie jeszcze z fragmentów poskładac drugą część dodatku "Kołysnaka" Ha, i mam 10 stron. Cieszysz się? Bo ja się jakoś tak cieszę na to. Nie wiem, ale mam wrażenie, że to co tam napisałam, to jest najelpsze, ze wszystkich tekstów, jakie pisałam. Ale dobra, bo przecież nie mam gadać o swoim, a o Twoim.
Jak zobaczyłam tytuł rozdziału, to już wiedziałam, co tam będzie. I się zaczęłam cieszyć, że w końcu się tego doczekałam. Co prawda jedno bliskie spotkanie już było, ale czekałam dokładnie na to. Mogę nawet powiedzieć, że to było spotkanie 4 stopnia, ha.
Dzień Colleen nie zaczął się dobrze. Jakoś tak to już jest, że jak jedna sprawa się posypie, to potem przez cały dzień się nic nie udaje. Jak tak bynajmiej mam. Dziewczyna zaspała, prawie, że spóźniała się na autobus, wpadła na pracy, jak tajfun, a do tego nie zdązyła zjeść śniadania. Pewnie dlatego, była taka zdenrowowana. Wiesz, mój wykładowca od anatomii gada, że nie chce wiedzięc nikogo na zajęciach bez śniadania, bo potem ludzie są strasznie drażliwi, jak nic nie zjedzą, bo im cukier spada. I normalnie, to się każdego z rana pyta, czy jadł śniadanie. A jak nie, to wypad do bufetu na śniadanie. Maskara nie? Ale tak, Colleen nie zjadała sniadania i dlatego była taka drażliwa. Mówię ci. A do tego wszystkiego jeszcze pojawił się Steven! Ha, przyszedł sobie jakby nigdy nic, a co tam.. i się przedstawia, jakby nigdy nic. Colleen mogła mu powiedzieć w tym momencie, jak się przedstawił "No co ty? Wowo, nie wiedziałam, ale jestem zaskoczona, normalnie w ciężkim szoku". Chociaz.. Może i prawidołowa reakcja Colleen powina być taka, ze by zaczęła sie jarac tym, ze Steven, haha. Ale no sory.. czym tu sie jarac. Jakby to był Duff, albo Janek, to by było czym się jarac, ale Steven? No dobra, Colleen całkiem naturalnie się zachowała. Obojętnie, pewnie dlatego Adler stwierdził, ze trzeba oswiecic tą dziewczynę kim tak własciwie jest. No ale ona nadal miała to gdzieś.
Jakbym ja jadła na kogoś koszt, to też bym wzięła co najdroższe. Dlaczego nie skorzystać, ha? A co.. no cóż, Steven ma dużo kasy... chyba.. nie ważne. Ważne, że to on płacił rachunek, haha. I dobrze, że poczekał, aż Colleen skonczy jesc i dopiero potem pokazał jej ten list, bo dziewczyna by się jeszcze zadławiła.
No i tak. Ja też myślałam, ze matka Colleen zmarła. Nie wiem, dlaczego tak myślałam. Hmm, w sumie to dziwne, ale dobra, nie ważne. Ale kiedy tak czytałam o tym, że ta matka musiała zniknąć, bo taki miała kaprys, to mi się przypomniał film, gdzie był podobny motyw. Tylko tam było, ze matka zostawiła małe dziecko. Wiesz, tez był ten motwy, ze po prostu poczuła, ze musi wyjechac, bo ma dość i musi cos ze swoim zyciem zrobic. A dzieciaka zostawiła u niani i tak sobie wróciła po dwoch latach chyba... haha. No dobra, ale matka Colleen nie wróciła, tylko jakby oddała córkę pod opiekę Stevena. No sory, przeciez Colleen, to już dorosła baba, to jakoś tam opiekować się nią nie trzeba. No a też jakoś tam nie widzę tego, aby miała miec jakieś szczególe wpsparcie u Stevena. No sory, ale jakoś ja wcale nie widzę ich relacji i w sumie, to nie wiem, jakby to miało wygladać. Julie to nieźle namieszała i rozwaliła można powiedzieć, ze zycie swojej córce i Stevenowi. No bo najpierw mowi mu, ze ma córkę, ale facet ma sie niczym nie przejmowac, bo był tylko dawca spermy, a teraz nagle wymaga od niego, aby jednak był ojcem. Coś tu jest nie halo. No chyba, ze Julie dostała takiego oświecenia w szpitalu, co też jest całkiem mozliwe. Po prostu się uduchowiła, haha. Ale dobra, i tak nic jej nie usprawiedliwia. Nagle ma wyrzuty sumienia, jednak wychodzi na to, ze jest trochę za późno.
Dobra, to chyba już sie wygadałam i powiedziałam wszystko, co miałam do powiedzenia.
Kocham :*
trudno sie nie dziwić.
OdpowiedzUsuńno dobra, mzoe nie wszytsko, ale większosć! :d
W sumie, to tym razem nic nie pisałam do tego dodatku, tylko skaładałam, to co miałam napisane, wiec wena do tego nic nie ma :D
OdpowiedzUsuńPrzepraszam, że nie informowalam. Zapomnialam dodać do zakladki i tak jakoś wyszło. O następnym poinformuje..;)
OdpowiedzUsuńJeej.. Jak dawno nic nie dodalas. Tak sobie myślałam o co come on. Ale potem skojarzylam, tak mniej więcej. 'O tej dziewczynie, tym psycholu i tym chlopaku, co przypomina Bacha' . Mam dzisiaj wyjątkowo dobry humor, bo jutro robię sobie wolne, później przerwa świąteczna, a na dodatek poprawilam dzisiaj biologię i mama obiecała zasponsorowac dowolnie wybrany koncert. Fuck yeah.:D Tak więc nie spodziewaj się krytyki z mojej strony.. Chyba że jednak coś mi wyskoczy, ale wątpię.;) Tak teraz popaczyłam na zdjęcie u góry i już wiem czmu mi ten chlopak Bacha przypomina.xD
'Styrana jak koń po westernie' - przypomniały mi się porównania mojego kolegi typu 'jesteś zakrecona jak sloik z rydzami', albo 'ty jesteś jak taki kotlet. Ale wiesz.. Tak już na drugi dzień. Niby zimny i trochę gorszy smak, ale wciąż zajebisty i ma coś w sobie'..xDD
Colleen wreszcie spotkała Stevena. Tzn spotkała go wcześniej i to kilka razy, ale tym razem tak łatwo nie spieprzyla. I w sumie fajnie. Pogadali, dał jej list, wkurwila się i dopiero wtedy uciekła. Wspaniała wizja lunchu z ojcem, nie powiem.:D Tak jakoś nie widzę tego, żeby miała się z Adlerem dogadać.. Ale zobaczymy..;)
Muszę przyznać, że to chyba mój ulubiony rozdział. Może dlatego, że długo czekałam na to spotkanie Colleen i Stevena. I wgl na rozdział długo czekałam, noo..;p Ale jest super, czekam (oby jak najkrócej) na kolejny..;*
To liczę na komentarz, jak już przeczytasz..;) Jakoś w święta, jak dobrze pójdzie, powinnam dodać dodatek. Nie świąteczny, ani nic z tych rzeczy. Taki.. Jak ją to nazwalam '12 i pół'. Muszę tam wyjaśnić jedną dość istotną sprawę z przeszłości pewnych osób..
Pozdrawiam.:*
jaki utwór? ;>
OdpowiedzUsuńJESTEM DUMNA!
OdpowiedzUsuńi z tego, ze zdałaś i z rozdziału. Podoba mi się pomysł, bo tak na prawdę, dopiero teraz się wiele rzeczy wyjaśniło. Wiadomo, kto ją śledził, kto wtedy dzwonił. Wiadomo, że Adler to jej ojciec, a nie jakiś tam Steven. Chyba powinna być w miarę dumna, sam Adler ojcem, zajebiście, tylko szkoda, ze tak późno. Jak poukładał sobie życie i wszystko wychodziło na prostą.
Lepszego prezentu świątecznego dać nie mogłaś XD
bardzo lubię top *.*
OdpowiedzUsuńTen komentarz został usunięty przez autora.
OdpowiedzUsuńPrzeczytałam po 'końcu świata' i mogę spokojnie zostawić po sobie komentarz :)
OdpowiedzUsuńPodczas czytania o fioletowych ścianach w mieszkaniu Colleen przypomniałam sobie, że w linkach do tego bloga są zdjęcia. Postanowiłam zobaczyć je raz jeszcze, tym razem oglądałam je dokładniej. Stwierdzam, że mieszkanie to jest naprawdę bardzo fajnie urządzone i jak spojrzałam po tym na swój pokój i nie tylko to się zgorszyłam...nie wiem jak to inaczej opisać. Idąc dalej - Steven! Nareszcie jest Steven, mało tego, że jest to jest jeszcze ojcem Colleen. Obiad w 'pobliskiej restauracji' i list. List od Julie bardzo mi się podobał. Potem myśli dziewczyny. Zostawiono ją na lodzie i po pięciu latach przypomniano sobie o niej. Osobiście bym się co najmniej wkurzyła.
Rozdział bardzo mi się podoba, bardzo fajny prezent świąteczny, gratuluję zaliczenia kolokwium, zapraszam na nowy rozdział na http://tacy-pozostaniecie.blogspot.com/ oraz życzę Wesołych Świąt :)
Steven nie sika ze śmiechu, tylko dlatego, że Axl nbył pod prysznicem i nie chciał go wpuścić do łazienki. Ja też kocham Steviego.. Bo kto go nie kocha.? I Izzy'ego. Ich najbardziej. + Slasha oczywiście..;D
OdpowiedzUsuńJeszcze nie wiem na jaki koncert.. Może na Iron Maiden, Deep Purple.. Bo na Slasha z tego co patrzyłam, to już nie ma biletów... A szkoda, bo mam tylko 2 h drogi do Katowic..:(
Szkoda.. To poczekam ten miesiąc bez rozdziału od Ciebie..;(
Taki tam grzyb na suficie.. Co tam..xD Ale ja w swoim pokoju hoduję stwora pod łóżkiem, bo nikt mi nie karze sprzątać..xDD
Też bym chciała Izzy'ego.. Ojj.. Marzenie..
Co do Molly masz rację.. To zobaczysz w rozdziale 12 i pół, który właśnie piszę.
Ale wiesz.. Nie chcę niszczyć Twoich poglądów, ale tak naprawdę to nie Axl, tylko ja..xD Zainspirowana anarchisycznymi piosenkami i gadaniem znajomych..;P
Steven nie zmieni dilera, bo kocha Stradlina i już..! ..;D
naprawdę?! co ty gadasz?! ja dziisja byłam u mnie to mówili, ze powinni dowieźć,a le sami nie wiedzą, czy bd odstawa...
OdpowiedzUsuńmam andizjeę, że dowiozą, bo starsnzie bym chciałą... ale nei rozumeim czmeu u Ciebie teog nie ma.
OdpowiedzUsuńZapraszam na drugą część dodatku "Kołysanka" http://zwierzenia-sunset-strip.blogspot.com/
OdpowiedzUsuńPodoba mi się ten rozdział, nie umiem dokładnie wytłumaczyć dlaczego, ale bardziej niż inne. Serio nie wiem, hahaha, kreacja postaci, opisy, nie wiem. Może po prostu trafiłam na sytuację, której przebieg jakoś wyjątkowo mi przypadł do gustu i dlatego.
OdpowiedzUsuńA już tak na samym początku wczułam się w sytuację, w pierwszym zdaniu normalnie! Wcześniej tak nie miałam, zaobserwowałam to dopiero w ostatnim tygodniu. Kupiłam sobie niedawno nowy telefon i zawsze próbując wyłączyć budzik zrzucam go ze stolika tak, że upada na ziemię, ale nie w normalny sposób, że jakoś się obija, tylko tak na prosto, że równiutko jest taki plask jak ekran dotykowy uderza o podłogę. Ale to dobry sposób na pobudkę, tylko, że w końcu chyba telefon wysiądzie..
Trochę się wytrąciłam z rytmu bo jadłam obiad i były pyzy z mięsem i smażona cebula... Nieważne.
Reasumując to Steven mi się zawsze kojarzy z takim ciepełkiem, a Colleen się zachowuje trochę jak zbuntowana gówniara, ale swoją drogą to jej się nie dziwię. Użyłam trochę nieoddających sensu moich myśli słów, przepraszam z góry.
W ogóle to widziałam, że masz wpisane jako miejsce zamieszkania 'Hollyłódź'! Boże, czyli nie tylko ja uwielbiam tą żalową nazwę! <3
Co do komentarza Twojego :
Widzę, że nie tylko ja traktuję przerwę świąteczną jako czas na uzupełnienie haniebnych zaległości w czytaniu (i pisaniu w gruncie rzeczy też :D). A ten sklep faktycznie jakoś tak się nazywa tylko nie wiem jak się pisze. Ale brzmi jak 'buman', nie? Nie wiem czemu, nazwa z dupy trochę... Ciekawe co też autor miał na myśli...
I gratuluję zaliczenia kolokwium, łódzcy studenci ostatnio nieźle pocinają :D
Kurde, co to ma być! Zostawiłam powiadomienie, ze u mnie dodatek, a tu kurde tego powiadomienia nia ma. Dlaczego?!
OdpowiedzUsuńDobra, to Kochana, wpadaj do mnie na drugą część kołysnaki.
Jebne z tą przeglądrka, sory... kiedy pisałam to powyzej, to mi nie wyswieliło wszystkich komentarz :(
UsuńRozdział "Just ride baby" krótki, ale zawsze...
OdpowiedzUsuńhttp://breath-of-memories.blogspot.com/2012/12/04-just-ride-baby.html
Wiesz, to że Axl powiedział Tony'emu, że zniszczył mu całe życie, to był akt deperacji na to, co Tony mu powiedział. Wiadomo, jakby dziecko mu nie wkrzyczało w twarz tych słow, to Axl tez by nie powiedział tego, co powiedział. I powiem Ci, ze Rudy wcale tak nie mysli. Może tylko w chwilach złosci, bo jakby nie patrzeć, to własnie tak jest. Zanim pojawiła się Annie, zanim urodził się Tony, to miał "spokoje" zycie i tak dalej, a potem wszystko się posypało...
OdpowiedzUsuńAh, Janek.. nie będe mówic, ze ja też chce być na miejscu tej pani.. chociaz tak od święta, haha...
A co dostałam? Tez, aż NIC.. bardzo dużo NIC.
I pewnie Tony nie raz mu to wspomni..
OdpowiedzUsuńNic nie mów o jego całowaniu!
:) czemu sama?
OdpowiedzUsuńno w sumie fakt, masz rację! tez bym została ;D
OdpowiedzUsuńDla pocieszenia, to Ci napiszę, ze bedzie cię całował.. i nie tylko w opowiadaniu :D
OdpowiedzUsuńwłaśnei w takich chwiolach stwierdzma, ze dobrze by było gdyby magia albo umiejętnosć teleportowania się istniała ;d
OdpowiedzUsuńKochana.. Ty, jak rozpoczyna sie opowiadanie to jesteś jakieś 7 lat po ślubie z Jankiem i masz z nim 2 dzieci :D
OdpowiedzUsuńTakie prezent na gwiazdkę :D
OdpowiedzUsuńteż bym mogła dostać. ach zaoszczedziłabym kase i posłała dłużej... serio?! takiego daru to ja jeszcze nie znałam ;d
OdpowiedzUsuńwygląda na to, ze dobrze przewodzisz prąd ;D
OdpowiedzUsuńhahaha :d jakie szczescie,nze mi do kaloryfera daleko xd
OdpowiedzUsuńchoc kiedy mialam go zarZ kolo glowy lecz takigo daru jak ty nie posiadam! wyglada na to, ze iestes jedya w swoim rodzaju! :)
OdpowiedzUsuńBardzo ładne imię - Gertrud. Nie wiem co chcesz.xD
OdpowiedzUsuńTak mi się wydaje, że w sumie Molly dalej coś czuje do Duffa, ale pamięta, jaki to był ból, gdy ją zostawił i nie chce tego samego zrobić Izzy'emu. Pocierpi, pocierpi, ale niedługo mu tą stratę wynagrodze.;)
A matka Duffa.. Cóż. Chyba nikt mu się nie dziwi. Przynajmniej matka Molly była dla niego miła. Bardzo fajna kobieta, tak myślę, tylko dziwne imiona jej się podobają.;P
Usuńmyslr, ze jak wystawisz na allegro to ktos na bank kuoi, a jak nie to mozesz dac mi, ja wszystko przyjme xd
OdpowiedzUsuńalr wezme xd a noz zrpbie z nieho jakis pozytek, przeksztalce czy cos ;d
OdpowiedzUsuńNie było to wyraźnie napisane, ale była też taka sytuacja: Praktycznie całe życie towarzyskie Molly w Seattle skupialo się na Duffie. I nie chciała go stracić, bo oznaczałoby to dla niej dołek, depreche, czy co tam jeszcze. Od tamtej pory zaczęła się otaczać większą ilością ludzi, bo nie chciała na kimś polegać tak bardzo, jak kiedyś na McKaganie. Wyjątkiem stał się Stradlin. Ale on jest tutaj nie ważny.xD No więc Molly oczywiście chciała dla Duffa jak najlepiej, ale nie mogła pogodzić się z faktem, że go straci. Rozumiała jego sytuację i to, że chciał się wyprowadzić. Dlatego zaproponowała mu mieszkanie u siebie, albo zasugerowała przeprowadzkę gdziec bliżej, niż do LA. Ale Duff to Duff. Postawił na swoim i koniec.;) To chyba tyle..:D
OdpowiedzUsuńTo znaczy?
OdpowiedzUsuńJa przez jakiś czas kładłam pod poduszką, ale to mnie zabijało. Mój brat miał kiedyś Modę na Sukces! Kurwa, chciałam go zabić. Ja przez ostatnie dwa lata mam ten sam alarm budzika (niesamowite, nie? wcześniej zmieniałam jak pojebana), jest to Snow, i o dziwo mi się, jako piosenka, wcale to nie znudziło. A budzik bardzo przyjemny.
OdpowiedzUsuńOstatnio chyba raz się budziłam 'Wiosenną Burzą', bo pobrałam sobie taką aplikację na telefon, Sleep As Android, jeśli wiesz o co chodzi, ale jakoś mi nie podchodzi, więc wróciłam do poprzedniego.
Właśnie walnęłam mini-esej o budzikach, ale jeżeli chodzi o pisanie komentarzy to doskonale Cię rozumiem :)
Co do łódzkich studentów, to w ogóle 'łodzkie' wszystko wymiata. I Hollyłódź też. Serio jest zbudowana na planie miasta amerykańskiego? Nigdy mi to nie wpadło do głowy ;o
Boże, ja na strzelnicę się wybieram od trzech lat i skończyło się tak, że jedyne co, to w te wakacje strzelałam z wiatrówki nad stawem na Żabieńcu, hahahhahaah. I na basen też mam postanowienie chodzić, ale jakoś nie.
załpała, myslę, ze nie powinno cie to jzu męczyc ;)
OdpowiedzUsuńAaaa, opowiadaj co tam Ci sie przysniło :D
OdpowiedzUsuńA był w gaciach, czy bez? :D
OdpowiedzUsuńŁeeee, to szkoda.
OdpowiedzUsuńWłaśnie skasował mi się komentarz, do diabła z tym internetem. Chciałam napisać, że ostatnio zmieniałam telefon, na taki przyjazny całkiem lg, ale jeśli o dźwięki budzików i smsów to z niego niezła szmata, namęczyłam się cholernie żeby to pozmieniać.
OdpowiedzUsuńA z tym miastem to może prawda. Cieszmy się, My z Łodzi, najbardziej amerykańska część Polski!
I na pewno jest jakaś strzelnica gdzie nie trzeba być starym dziadem, który co tydzień jeździ na polowania i musi się rozgrzewać od poniedziałku do piątku, więc ma kartę członkowską :) A jak nie, to Żabieniec bardzo przyjazny jest!
Zawsze dobry Janek w gaciach, niż żadnen. Mi sie nigdy nie snił :(
OdpowiedzUsuńJa próbowałam do gołębi, bo ludzi nie było! Ale ciężko się trafia, raczej nikogo bym nie zabiła hahhaha
OdpowiedzUsuńAle też mam takie skłonności. Sadystka i piromanka :D
Na Północnej chyba jest tylko klub - http://www.spolem.lodz.pl/powszechne.html
W gruncie rzeczy to czemu nie, idź. Nawet jak się tak 'nie da' iść to przecież będziesz miała broń, nie?
OdpowiedzUsuńJa mierzyłam w ptaki na drzewach, ale ciężko szło. Koty są bardziej leniwe to może dlatego. Szkoda że zdechł.
Też chętnie bym zabiła kota
jak tam po swietach? :>
OdpowiedzUsuńJa może nie to, że nie lubię wyjątkowo, ale z kotem bym nie mogła żyć pod jednym dachem. Wystarczy jedna leniwa, aspołeczna i egoistyczna do granic możliwości istota, bez kota się obejdzie :)
OdpowiedzUsuńoch ty ćos ogarnelas... ja na swojesprawdziany jeszcze nic... zamiasttego siedze na kompie albo leze w lozku itepo wptruje sie w worda i nic nie pisze... zaenych korzystci z mojego opirdalania sie xd nie moge powiedziec ze jest ze, ale bywalo lepiej ;)
OdpowiedzUsuńerio?! nie wierze ;< moze po prostu musi cie cos zainsorowac... (nie seym miala jakies konkretny przyklad, bo yjde na zboczenca...)
OdpowiedzUsuńno to zycze powodzenia ;*
OdpowiedzUsuńzdaje sobie sprawe xd kazdemu sie przydaje ;)
OdpowiedzUsuńooo, tak mi się na pewno przyda ;) ostatnio miałam niezła wenę, ale cholera byłam u ciotki, na totlanym zadupiu, wysiadł mi telfon, wifi w tablecie wgl nie cchiało złapać, było po 1 w nocy, za ściana spał kuzyn, który przed momenet zasnął dająć 4 godiznny koncert i stwierdzłam, że sobie podrauję szukanie kartki i długopisu, ktorego za pewne w tych egipskich ciemnosciach i tak bym nei znalazła i poszłam spać.
OdpowiedzUsuńrano zawsze moza isc ;) ale znam to... tez tak czesto mam.
OdpowiedzUsuńwidze, ze doszlas do glebokich wnioskow :< no to najwyzszy czas go znaleźc, czy coś :)
Ja w ogóle nie lubię jak ktoś oddycha w taki wkurwiający mnie sposób, więc moim marzeniem jest zebrać wszystkich, których nie lubię i zrobić wielką masową egzekucję jak w Teheranie podczas rewolucji.
OdpowiedzUsuńAle tak poza tym to peace and love, nie?
W ogóle to wchodziłam przez Twój profil na bloga i zobaczyłam, że lubisz Last House pm the Left. Więc ja oglądałam ten nowszy remake i może mi wytłumaczysz problem mojego życia: dlaczego do kurwy nędzy główna bohaterka żyła na końcu filmu, w łodzi, skoro zabili ją strzałem w tył wody jak płynęła wpław na początku filmu? Ja tego kurwa nie mogę rozkminić od pół roku!
W ogóle tego się nie da rozkminić. No, bo dobra, Twoja wersja się trzyma kupy, ale z drugiej strony jak tracisz przytomność i zaczynasz się wykrwawiać płynąc przez jezioro to chyba łatwo się utopić, nie?
OdpowiedzUsuńTak w moim mniemaniu przynajmniej.
A z tą strzelnicą to muszę przyznać, dobry plan!
Ja z fizyki kozaczyłam w gimnazjum nieźle, a teraz w ogóle nie mam. Hahahhahaa. Jak mi za rok wejdą normalne przedmioty to będzie apokalipsa normalnie! Ja już teraz nic poza francuskim nie umiem, a co dopiero za kolejne pół roku 20h tygodniowo!
OdpowiedzUsuńAle wydaje mi się, że umierasz jak strzelają Ci w szyję, a Ty jesteś w wodzie... Dobra, nie wiem, ja obejrzałam ten film, bo był 'polecony' przez Stephena Kinga, a gość ma nieźle zryty łeb, więc co się dziwię :)
Własnie wróciłam od Babci i jestem padnięta :(
OdpowiedzUsuńA u Ciebie?
W końcu jestem i już nim trochę rzygam, ale połowę pierwszych egzaminów połówkowych, w tym, dzięki Bogu, ustny, mam już za sobą :)
OdpowiedzUsuńMi też się generalnie bardzo podobał, bo ciągle się krzywdzili, hehe :D
Czyli kiedy dokładnie?
OdpowiedzUsuńPoza tym, że jestem odwieczną fanką Teksańskiej Masakry, co już na pewno wiesz, to ostatnio oglądam jednak całkiem ambitne, jak na siebie, filmy. :)
OdpowiedzUsuńmoze sam Cie znajdzie? ;>
OdpowiedzUsuńJa ostatnio oglądałam Submarine i This Must Be The Place i to są zdecydowanie TE filmy, po których zostaje Ci na długo takie zabawne uczucie zmuszające do myślenia na ich temat. Bardzo pozytywnie.
OdpowiedzUsuńPoza tym to w końcu obejrzałam The Runaways i spoko, ale szału nie ma.
No, a dzisiaj to zasuwam w podskokach na Hobbita!
no więc niech Cię znjadzie! nie ma prawa się opierdalać! ;d
OdpowiedzUsuńI to jak bardzo! :)
OdpowiedzUsuńdokładnie! ;)
OdpowiedzUsuńJa generalnie fantastyki też nie, ale po przebrnięciu przez prawie wszystko Tolkiena obwieściłam go moim najświętszym wyjątkiem od tej reguły. Chociaż muszę przyznać, że Tolkien trochę dziwnie wygląda jak tak teraz spojrzałam na półkę, obok Oscara Wilda, Dave Eggersa, Anthony'ego, Piekary i całej reszty zbieraniny spod monopolowego :)
OdpowiedzUsuńnaprawdę?! no to moje gratulacje, słuchaj! ;* własnie miałam sie pytać jak tam z Twoim pisaniem ;d
OdpowiedzUsuńwyprzedziłaś mnie ;) no to się cieszę oczywiście, ze Ci się udało to napisać. ja siedziałam gdzieś do 1, z czego wypełznął ze mnie jeden akapit, mający kilka zdań...
OdpowiedzUsuńNie wiem, ale może to dlatego, że w porównaniu z Władcą Pierścieni Hobbit jest dosyć... bardzo infantylny. Mi babcia przeczytała Hobbita jak miałam 6 lat. nie żeby teraz mi się już nie podobał, ale... no kurczę, wiesz, to tak jakby nie jest szczyt, kwintesencja stylu Tolkiena. Dobra, koniec z mądrymi słowami (tak, kwintesencja jest dla mnie zbyt mądrym słowem hahhahaha)
OdpowiedzUsuńa ja jakoś nie umiałam zasnać,m meczyło mnie to co włąsnie w tym akapicie wyskrobałam ;) ja nieświadomie w śnie się przewracam do góry nogami... wgl dzielenie ze mną jednego łóżka to katorga ;d
OdpowiedzUsuńwłaśnie zaczęłam coś pisać, jakieś skrawki, które poskładam w całość.
No wiem. Nawet mi, z moją miłością do Tolkiena, ciężko było przewędrować przez całego Władcę Pierścieni :D
OdpowiedzUsuńwidzę, ze mamy ten sam problem z łóżkiem. z mojego w dodatku speżyny wychodzą i jest całe podziurawioe, tzn tapicerka. plus gdzieś jest plama od krwi, jak mi z nosa poszła xd ech... łółzko z przejściam ;)
OdpowiedzUsuńczaszmi kepiej, zebysmy nie wiedzieli o czyms ;d jak to mowia, im mniej wiesz tym lepiej spisz ;)
OdpowiedzUsuńzgadza sie :)
OdpowiedzUsuńUwierz mi, że przestaniesz lubic Jaspera...
OdpowiedzUsuńA co ty chcesz od Theo? Nawet jeszcze go nie "poznałaś"
a nic ciekawego, właśnie wróciłam z zakupów, zamierzam uczyć się na sprawdziany, które czekają mnie po świętach ;) a u Ciebie?
OdpowiedzUsuńOoo, jak Władcy Pierścieni nie widziałaś to nawet nie lubiąc fantastyki, żałuj. Kiedyś obejrzysz i Ci szczęka opadnie, bo ten film, pomijając fakt, że jest Władcą Pierścieni, jest milion razy lepszy od prawie każdego istniejącego filmu...
OdpowiedzUsuńDobra, bo się zapędzam, a chciałam coś ważnego napisać.
Już pamiętam. Chciałam podsumować to ładnie, że mnie Tolkien cholernie motywuje, bo zawsze jak obejrzę któryś film, albo przeczytam którąś książkę, to potem siadam i myślę, że on kurwa napisał całe to gówno i stworzył tam swój świat i tego jest tak dużo, to jest tak świetne, że on jest moim mistrzem. Naprawdę, chciałabym umieć pisać tak niesamowite rzeczy. To by było COŚ, a nie takie gówno jak teraz wychodzi
moja nauka zakonczyla sie wtddy kiedy znalazlam bonda do obejrzęnia na necie xd szcserze to jestem w dupie z ta nauka xd
OdpowiedzUsuńa skończyło się całkiem innaczej, nie? ;> ach...
OdpowiedzUsuńja przeczytałam... e... pół strony a4 i stwierdziłam, że jakoś to napiszę XD
OdpowiedzUsuńa potme bd pretensje do siebie samej czmeu sie za to nie wziełam, ale w koncu... simsy sie samie nie rozrosna, film sam sie nie ogladnie, a łózka samotnie nie pozostawię ;d
OdpowiedzUsuńja jestem doość ścisłym umysłem i jeśli chodzi o interpetację i takie tam dośc ciężko jest mi to wszytsko ogarnać, ba z interpretacji wiersza, tzn. ze sprawdiznau, zwykle mam 2, rozprawkje. i pare innych rzecyz napiszę, a że ten sprawdział to głównie intepretacja wierszy, pełno kserówek i innych rzeczy to potrafię przy tym zasnąć. to już nawet historia jakiegoś faraona mnie tak nie nudzi jak to... ;d
OdpowiedzUsuńja no cóż... jakoś te lekcje przeżywam, ackzolwiek zwykle śpię albo udaje ze słuchałam i robie wszystko co mozna robic na lekcjach, przy czym dyrektor zawsze zwraca siu edo mnie "no i Dorota, powiedz jako, z enie lubisz intepretowania, o co tutaj chodzi" zwykle w tym momencie z moich ust pada "ee.... uuu...yyymm... nie wiem" ;d
OdpowiedzUsuńja iweem, ze on to robi specjalnie, bo jako jedyna osoba w klasie nienawidzę tego :< ale cóż poradzić, sprawdzian musze napisać :<
OdpowiedzUsuńpewnie ze dam, zawsze daje :) czy ciebie rowniez podczas sluchania neila younga ogarnia jakas dziwnie psychoparycznawena,ktora nie wieszna co przeznaczyc, cy tylko ja tak mam?
OdpowiedzUsuńoo, ze skid row tez tak mam... ale serio, to dziwnie, by mnie takie rzezy nachidzily przy youngu...
OdpowiedzUsuńzresztą, ja to czasami nawet mam jakieś dziwne myśli przy Start Me Up wiec cos ze mną musi być nie tak :D
OdpowiedzUsuńDilera i naprawdę niezły kurwa łeb :D
OdpowiedzUsuńOj, czuję zażenowanie. Nie znam pana...
OdpowiedzUsuńU mnie mała informacja...
OdpowiedzUsuńWłaśnie sprawdziłam go szybko na wikipedii i też trafiłam na ten tytuł, ale nic mi nie świta. Może kiedyś się za niego wezmę. O czym pisze?
OdpowiedzUsuńKochanie, jest kolejna sprawa techniczna co do opowiadania. Mam lednia i nie chce wymysliac mi sie imon. Bo ty masz z Jonem dwójke dzieci. Chłopca i dziewczynkę... napisz mi jak mają miec na imie :D
OdpowiedzUsuńSpoko :) Mówisz i masz :D
OdpowiedzUsuńPozówl, że mała będzie zdarbniała jako Nancy :D Bo wiesz.. to mała dziewczynka i tak trochę głupio oficjalnie do niej walic :D
OdpowiedzUsuńHaha.. Janek może nie :D ale Caroline może już tak :D Haha, ale nie.. jakoś tak nie pasuje to do dzieciaków Janka.
OdpowiedzUsuńNie wiem dokładnie, czy miałam cię informować.
OdpowiedzUsuńAle zajrzyj na http://its-burning-me-up-inside.blogspot.com.
Zapraszam serdecznie :)
Muszę przyznać że brzmi zachęcająco :)
OdpowiedzUsuńTe oczy to chyba nasza jedyna wspólna. Z tym, ze ja nie mama tak wielkich,ale chodzi o tęczówki XD
OdpowiedzUsuńhttps://www.youtube.com/watch?v=dgGMEazhfZE Wiesz? Rozmarzyłam się.. Jak on tam bosko wygląda!
OdpowiedzUsuńOj.. ale sama przyznaj, ze Janek tam.. ah.. oh.. eh...
OdpowiedzUsuńWezmę się za za splądrowanie jakiejś biblioteki i już mam tę książkę w rękach jeżeli faktycznie warto :)
OdpowiedzUsuńKolejne postanowienie na Nowy Rok, ciekawe czy dam radę w ogóle się zbliżyć do biblioteki hahhahaha
Jeśli o łódzkie biblioteki chodzi to ja jestem zrażona, więc raczej nic nie polecę. Moja przygoda zamyka się na dwóch bibliotekach.
OdpowiedzUsuńJedna, u mnie na Bałutach, mała, osiedlowa, ale potem okazało się że jak na osiedlową całkiem obszerna i przytulna. A druga to Teofilów i nikomu nie polecę.
Nie pamiętam szczerze kiedy ostatnio byłam w bibliotece, bo od tamtego czasu zaczęłam po prostu kupować książki które chcę przeczytać, albo czytać je w internecie jeżeli mi bardzo nie zależy :)
Zapraszam na kolejną część "Niebo jest wszędzie" Tym razem coś o pierwszej miłosci Izzy'ego i o tym, jak to się smutnie skończyło. http://zwierzenia-sunset-strip.blogspot.com/
OdpowiedzUsuńSzczerze to się kompletnie nie mogę wypowiedzieć, bo nie wiem.
OdpowiedzUsuńAle wojewódzka, dla mnie już po nazwie, zapowiada się lepiej :D
A to dziwne z tym snem, ha.. taki zbieg okolicznosci :D
OdpowiedzUsuńWiesz.. hmm, dla 10 letniego Jeffa, to nie miało znaczenia, że Annie nie ma wpływu na to, iż musi wyjechać. Dla niego było wazne, że ona go zostawia. A tak naprawdę, to nie wiadomo, co czuła Annie. Czy kochała Izzyego tak samo, jak on kochał ją? No jej uczuć nie znamy. Raczej ja znam... ale nie ujawniam :D Kiedyś ujawnię.
Ale tu też trzeba się zastanowić nad tym, czy Izzy chciał być z Annie? Wiesz, on kochał ją jako dziecko tym niewinnym uczuciem i tak sobie myslę, że jakby mu przyszło być z Annie na dorsłych zasadach związku, to by chyba nie dał rady. Dla małego Jeffa szczytem inymnosci było cmokniecie Ann w usta, a i tak tego nie zrobił. Pewnie gdyby Annie nadal zyła, to Izzy by sie nawet nie zastanawiał nad faktem, ze cos do niej czuje.
A on kocha Elenę.. ej.. naprawdę ją kocha. Może innaczej niz by kochał Annie, ale Elenę tez kocha :D Az tak zle nie jest.
Hmm.. dla Annie to był tylko przyjaciel, kolega.. wiesz.. ona też miała 10 lat i nie zastanawiała się nad tym, że się zakochała. Dla niej, to jeszcze nie był ten wiek, aby się zakochać. Ale kiedy Jeff powiedział jej, że ją nienawidzi, to jej też sie zrobiło przykre. Bo przeciez własnie.. ona nic takiego nie zrobiła, prawda? To że nie mogła wyjsc z domu, bo jej mama nie pozwalała, to tez nie jej wina. Ale cóż..
OdpowiedzUsuńA wiesz.. tam też jest na koncu takie zdanie, które mowi, ze jakby Izzy nie był z Annie, to by nie potrafił kochać Eleny :D
Kohcanie, Kochanie... Wszystkiego najlepszego w Nowy Roku. Aby Janek sie opamiętał, zostawił żone i był z Tobą :*
OdpowiedzUsuńA tak na poważnie, to aby ten rok był Twoim najlepszym rokiem, aby wszystko poszło po Twojej myśli. Dużo miłosci, ciepełka, wymarzonego mena (Janka) i ogólnie.. o powiedzenia na studiach i abyś zawsze w siebie wierzyła i najwazniesze NIE PRZESTAŁA PISAC OPOWIADAN!
Kocham :*
Kuźwa, próbuje dodać ten komentarz od jakiś dwóch godizn i najwidoczniej twój blog mnie lubi :< no nieważne.
OdpowiedzUsuńZ racji tego, ze nastał Nowy Rok (choć ja tak bardzo pragnełam konca świata i byłam rozczarowana, że majowie się pomylili... za rok zorbie sobie sama koniec świata i tyle!) chciałabym Ci życzyć wszytskiego najlepszego, niech uśmiehc nie schodzi Ci z twarzy, wielu niezapomnianych imprez i takie tam. Seksu tez, a co niech się od życia trochę należy! No i żebyś była szczęśliwa i zadowolona ze swojego życia przez cały czas. No i powiedzenia na studiach ;) :*
HA! Dodało się! *dziki taniec kurczaka*
OdpowiedzUsuńTo sprawdź i daj znać czy warto :) Mi co prawda nigdy żadna biblioteka nie pasowała, bo i tak nie miały 90% książek, które chciałam przeczytać. Przydałaby nam się w Łodzi taka może trochę bardziej niszowa, a nie miliony, w których jest tysiąc lektur na krzyż.
OdpowiedzUsuńZapraszam na kolejny rozdział "Slash story" ;)
OdpowiedzUsuńhttp://breath-of-memories.blogspot.com/2013/01/slash-story-drugi.html
http://tacy-pozostaniecie.blogspot.com - nowy :)
OdpowiedzUsuńhttp://zwierzenia-sunset-strip.blogspot.com/ zapraszam na 11 rozdział, który rozpoczyna część opowiadaną przez Lily :)
OdpowiedzUsuńAlisson bezpośrednio o Mattcie opowiadać nie bedzie, ale mozilwe, ze wplote jakieś rozdziały oczami Slash.
OdpowiedzUsuńA Zowiem jest robiony na dupka.
38 year old Clinical Specialist Arlyne Croote, hailing from Lakefield enjoys watching movies like Body of War and Bodybuilding. Took a trip to Archaeological Sites of the Island of Meroe and drives a XF. Czytaj wiecej tutaj
OdpowiedzUsuń