W
barze leciała głośna muzyka, a ja czułam się, jakbym została przed chwilą
ogłuszona, jakby ktoś z całej siły uderzył mnie trzonkiem młotka w głowę.
Znajdowałam się ponad światem, ponad wszystkimi ludźmi, gdzieś w ciemnych
otchłaniach mojego umysłu. Towarzyszył mi jedynie smutek oraz niewytłumaczalne
przerażenie, a także ogromne pragnienie uwolnienia się od przykrych emocji.
Byłam nieźle skołowana i nie docierało do mnie, co właściwie robię. Dopiero po
trzecim kieliszku wódki z martini ocknęłam się i moja świadomość wróciła na
swoje miejsce. Siedziałam na hokerze przy barze i trzymałam w drżącej ręce woreczek
z białą zawartością. Nie miałam pojęcia, co podkusiło mnie, żeby po drodze
kupić od znajomego handlarza kokainę. Chciałam pozbyć się lęku, przykrego
uczucia niepokoju, potrzebowałam
niewielkiej dawki przypływu siły. Tylko dlaczego działałam, jakbym była w
amoku? Przecież dobrze wiedziałam, że nie powinnam rozwiązywać problemów,
wciągając kreskę czy też dwie.
Żałowałam, wciąż żałuję, że nie dałam
sobie pomóc, kiedy była ku temu okazja. Travis tyle razy wyciągał do mnie
pomocną dłoń, załatwiał miejsce w ośrodku, a ja dzień przed pojawieniem się na
odwyku, znajdowałam dobry powód, żeby przełożyć wizytę. Nie namawiał mnie,
doskonale wiedział, że muszę być na to gotowa. Decyzja dotycząca leczenia
powinna być podjęta jedynie przeze mnie. O ile z heroiną mi się udało, od
brania pozostałego świństwa nie potrafiłam się powstrzymać. Narkotyki mnie
pokonały, byłam im całkowicie podporządkowana, robiły ze mną co tylko chciały,
a ja na to wszystko pozwalałam. Nigdy nie miałam wystarczająco silnej woli,
nigdy nie zostałam nauczona asertywności, dlatego po każdym domowym odtruciu,
gdy tylko spotkałam kogoś znajomego na ulicy i nadarzyła się sposobność, aby
coś wciągnąć, nie byłam w stanie odmówić. To byłoby nie w moim stylu i wbrew
mojej zasadzie – dają to bierz, biją to uciekaj.
Zmięłam plastikowe opakowanie i
udałam się do łazienki, gdzie wrzuciłam dilerkę pełną białego proszku do
muszli, po czym spłukałam dwa razy. Zrobiło mi się nieco lżej na sercu, choć
zarazem pusto w portfelu. W końcu za błędy trzeba płacić, a najlepszą formą
uiszczenia za nie należności jest gotówka. Straty moralne za bardzo odbijają
się na psychice. Stanęłam przed lustrem,
które zawieszone było nad umywalką i westchnęłam z rezygnacją. Widziałam przed
sobą drobną blondynkę, w oczach której gościło przerażenie. Co się ze mną
działo? Nie potrafiłam tego wytłumaczyć. Obawiałam się, że w związku z moim
problemem takie sytuacje mogą się wielokrotnie powtarzać, a nie dopuszczałam do
siebie myśli, że przez własną głupotę, mogłabym zrobić coś, czego długo bym
potem żałowała lub też nie zdążyłabym już pożałować. Nie mogłabym w ten sposób
skrzywdzić Randyego, bo jeśli naprawdę jestem dla niego kimś więcej, niż tylko
koleżanką, która jest dobra w łóżku, a wiem, że nie traktuje mnie jak
dziewczynę do towarzystwa, co wielokrotnie mi już udowodnił, to byłoby z mojej
strony zupełnym świństwem wywinięcie mu takiego numeru. Zresztą i tak miałam
już swoje za uszami i nadeszła najwyższa pora, aby co nieco odkręcić.
Oparłam głowę o ścianę. Zimne płytki ocuciły mnie do reszty. Nie chciałam tego wieczora zrobić już nic głupiego, więc wyjęłam telefon i wybrałam numer do Benjamina. Na mojego faceta nie mogłam liczyć, a Wheeler mieszkał w pobliżu i nie miał nic przeciwko, żeby odwieźć mnie do domu. Potrzebowałam odrobiny bezpieczeństwa, a przy okazji mogłam porozmawiać z nim o Rose.
Oparłam głowę o ścianę. Zimne płytki ocuciły mnie do reszty. Nie chciałam tego wieczora zrobić już nic głupiego, więc wyjęłam telefon i wybrałam numer do Benjamina. Na mojego faceta nie mogłam liczyć, a Wheeler mieszkał w pobliżu i nie miał nic przeciwko, żeby odwieźć mnie do domu. Potrzebowałam odrobiny bezpieczeństwa, a przy okazji mogłam porozmawiać z nim o Rose.
Gdy wyszłam na zewnątrz, chłodny
powiew wiatru rozwiał mi włosy. Uliczne latarnie i kolorowe neony rozświetlały
ciemną noc. Niebo było niemalże czarne, bez wątpienia zbierało się na burzę. Grupy
młodzieży przemieszczały się od baru do baru, głośno rozmawiając, śmiejąc się,
wygłupiając. Doskonale pamiętam, że byłam taka jak oni. Beztroskie życie,
dziesiątki przyjaciół, szalone imprezy, po których doświadczało się amnezji.
Szlajałam się z moją paczką po nocach, które czasem spędzaliśmy w opuszczonych
mieszkaniach, bezustannie uciekaliśmy przed policją. Potrafiłam przez pół
tygodnia nie pojawić się w domu, a mama zupełnie się tym nie przejmowała, bo
wiedziała, że jak stary kundel wrócę, kiedy będę potrzebowała pieniędzy albo
uznam, że najwyższy czas pokazać się w szkole. Na rękę było jej to, że znikałam
na tak długo. Mogła sobie wtedy sprowadzać tylu facetów, ilu jej się tylko
podobało, a ja nie grymasiłam, że nie mogę skupić się na nauce, kiedy słyszę
ich jęki rozkoszy zza ściany. Zresztą bardzo szybko przestało mi zależeć na ocenach.
Na zajęcia chodziłam z zupełnymi kretynami, nie potrafiłam się z nimi
dogadać, nic mnie z nimi nie łączyło,
więc na lekcjach też nic mnie nie trzymało. Zamiast słuchać głupiego biadolenia
nauczycieli, wolałam wyskoczyć do parku, nad rzekę, napić się piwa. W końcu
paczka Travisa to inna sprawa, nasza banda była zupełnym przeciwieństwem tych
matołów ze szkoły. Słuchaliśmy takiej samej muzyki, wymienialiśmy się płytami,
jeździliśmy na koncerty, piliśmy i ćpaliśmy razem. Byliśmy jedną wielką rodziną.
Wtedy potrzebowałam bliskości, zainteresowania z czyjejś strony, a oni mi to
wszystko zapewnili zupełnie za darmo. Szkoda, że część tej rodziny mogę dziś odwiedzać
na cmentarzu. Ci ludzie zwinęli się tak szybko i w beznadziejnie młodym wieku. To
dlatego Travis postanowił się leczyć, zrozumiał, że heroina nie przynosi
szczęścia, a jedynie śmierć. A potem sam inwigilował mnie, pomagając rzucić
herę w cholerę, co nawet mu się udało.
Stałam przy frontowej ścianie Rainbow od
strony Sunset Boulevard, doskonale zdając sobie sprawę, że wyglądam jak tania
dziwka, która czeka na szybki zarobek. A kiedy zatrzymało się przede mną stare
czarne BMW, do którego wsiadłam, przypuszczenia moich obserwatorów, którzy byli
zarazem gośćmi pubu i palili papierosy kilkanaście metrów ode mnie, miały się
właśnie potwierdzić.
Czasami zastanawiałam się, jak łatwo
osądzić człowieka, zupełnie nic o nim nie wiedząc. Od razu stawia się go w złym
świetle. Tak trudno zdobyć się na odrobinę obiektywizmu. Dało mi to do
myślenia, że Steven nie jest tym złym, za którego go przez całe życie uważałam.
Nie mogę go odpychać tylko dlatego, że przez dwadzieścia cztery lata w ogóle
się mną nie interesował. W końcu nie sądzę, aby robił to z premedytacją, raczej
matka nie kazała mu się wtrącać w nasze życie, więc uznał, że i dla niego
będzie lepiej, jeżeli pozostanie na uboczu. Chciałam dać mu szansę, wiadomo, że
nie nadrobimy straconego czasu, już mnie nie wychowa, nie będę miała z nim
wspólnych zdjęć z dzieciństwa w kolorowym albumie, ale przecież możemy zostać
kumplami, kto wie, może nawet przyjaciółmi. W dodatku potrzebowałam jego pomocy
i Steven był moją ostatnią deską ratunku. Doskonale zdawałam sobie sprawę, że
moja prośba może zachwiać już na starcie nasze relacje, ale musiałam zaryzykować,
gdyż od tego zależała moja przyszłość. W głębi duszy liczyłam na to, że mnie
zrozumie, poprze i wesprze w tej trudnej sytuacji. Ewentualnie odwróci się ode
mnie, postanowi zerwać kontakt i tyle ojca będę widziała. Musiałam jednak
zebrać się na odwagę i podjąć próbę. Już kilka tygodni temu ułożyłam doskonały,
w moim mniemaniu, plan działania, który nie powinien zawieść. Nie chciałam
wykorzystać ojca, nie o to mi chodziło, po prostu potrzebowałam go jak nigdy
dotąd.
Benji siedział u mnie do pierwszej w
nocy. Miał dla mnie propozycję sesji zdjęciowej do portfolio, ale kazałam
zgłosić mu się z tą ofertą do Rose. Zasugerowałam mu delikatnie, że dziewczyna traktuje
go poważniej niż tylko jak kolegę i wreszcie powinien się do tego faktu jakoś
ustosunkować. Wheeler to porządny facet, niczego nierozsądnego nie wymyśli,
więc mogłam być spokojna. Naprawdę chciałam dla nich jak najlepiej, zależało mi
na ich szczęściu, zasłużyli na nie i uważałam, że nawzajem mogą je sobie
podarować.
Kurwaaa! Miałam taką długą odp na komentarz i się saksowała!
OdpowiedzUsuńJa pierdole.. skorbnę to jutro.. i przeczytam Twój tez
Kurde, czytam, czytam. Nagle koniec. Mówię "Cholera jasna, urawło coś. niemożliwe, zeby teraz skończyła, za szybko1" więc odswieżam z 10 razy a potem analizuję to co zrobiłąm i klepię się w człowo "Boże, Dorota, ale z Ciebie idiotka!". ale przejdźmy do rzeczy, bo to, że już za krótko, keidy ja się rozkręcałam to możesz wywnioskować z mojej idiotycznej sytuacji, która Ci na początku przedstawiłam.
OdpowiedzUsuńpo pierwsze to chcę powiedzieć, ze cholernie podobał mi się ten rozdział. przede wszytskim te dwa zdania (pierwsze) o tym, że ludzie oceniają.
po drugie. nie byłam do końca też pewna, czy Colleen nie weźmie czasem tej działki. z jednej storny wydawało mi się, że nie, bo to chwila słabości. emocje i te sprawy. no i że nie chciała skrzywdzić Randy;ego. po za tym to w sumie dobrze zrobiła. wiadomo, forsa poszła się jebać, ale przynajmniej zdała sobie sprawe, ze jest na tyle silna, że bez tego da sobie radę. (ja pierdziele, ale ja pieprzę głupoty)
co do jej relacji ze Stevenem. fakt, tych straconych lat nie nadrobiy w żaden sposób, ale przynajmniej może spróbować sie do niego zbliżyć. w końcu tak jak powiedziała, nie jego wina, to matki, której z całego serca nienawidzę.
co ja jeszcze chciałam... wypadło mi z głowy. dobra, wiem. Rose i Benjamin. można powiedzieć, ze Colleen ich chce zdrowo wyswatać. ale w sumiema racje. rose chce sie zadawać z psychopata, co rpawda narazie nie lata on z nożem i nie chce zabijać, ale nigdy nic nie wiaodomo. a szczęście bliskich i bezpieczeństwo jest bardzo ważne. toteż mam nadzieję, ze jej sie uda ich sparować.
dobra. na końcu chciałąm przeprosic za swój beznadziejny komentarz. nie mam żadnego usprawiedliwienia na to dlaczego on jest taki beznadziejny toteż jestem przygotowana na to, ze pwadniesz do mnie z siekierą i mnie zabijesz ;)
oczywiście czekam na nastpęny, moze tym rzem troche dłuższy, cobym znowu na idiotke nie musiała wychodzić.
trzymaj się! ;*
to zawsze pozostaje wyobraźnia! :D
OdpowiedzUsuńmam nadzieję! bede trzymać za to ciuki!
te w środku, w środku ;)
mi sie wydaje, ze jest. przynajmniej na ten moment. znam ludzi, którzy nawet sobie cos uświadamiają w ciągają. wydaje mi sie, ze to na ten czas świadczyło o jej sile. ;)
okej, to będę czekać. ciekaiw mnie co to moze być!
rozumiem to. wszyscy byleby nie Nate.
Tak na wstępie powiem, że znowu dobrze mi się czytało rozdział słuchając Wicked Game.
OdpowiedzUsuńAle przechodząc do rozdziału, Colleen (nigdy nie wiem czy dobrze napisałam imię) sięga po narkotyki. Czyli, że próba ucieczka od problemów. W sumie to zrozumiałe, dużo się tam u niej ostatnio dzieje. Triumfalny powrót Stevena i cała reszta. Wspomnienia. Lubię w sumie czytać wspomnienia. Matka Colleen raczej nie jest przykładem rodzica, matki idealnej. Zero zainteresowania dzieckiem, myślenie o nim jak...jak o śmieciu? Kochanie się z nieznajomymi podczas gdy w pokoju obok dziecko próbuje się uczyć. Wymarzone warunki, nie ma co, ha.
No i oczywiście mamy Rainbow, a jakżeby inaczej. Matko, jak ja bardzo kocham Sunset. A najbardziej to z lat 80, pierwszej połowy lat 80...ale może nie będę i tu pisać swojego wywodu na ten temat, bo chyba jest to bez sensu.
W każdym bądź razie rozdział miło się czytało, jak wspominałam, czekam na kolejny i pozdrawiam :D
I zapraszam jeszcze na nowy rozdział na http://tacy-pozostaniecie.blogspot.com/
Tak się zastanawiam nad jedną rzeczą, którą próbuje ogarnąć od samego początku. Co ona chce takiego zrobić, że potrzebuje do tego Stevena i ułożyła ten swój plan? To już 11 rozdział, w którym poznajemy Colleen, ale główy wątek wciąż jest nienaruszony...
OdpowiedzUsuńNo dobra, wybacz za ten wybuch irytacji, ale normalnie, to mnie takie coś wkurza. Mam chwilę, to skorbnę chociaż odpowiedź na ten komentarz, bo jutro pewnie zapomnę, co chciałam napisać :D
OdpowiedzUsuńDosć surowo oceniasz Margi, nie dziwię Ci się, ale chcę trochę ją tu wyłumaczyć. W sumie, to o Marg wiele nie wiadomo i może większości trzeba się domyślic, dlatego ludzie ją tak postrzegają, albo po prostu tak jest łatwiej. Jednak ja powiem, że widzicie tylko skutek, ale nie zastanawiacie się nad pryczyną. Dlaczego ta dziewczyna taka była? Dlaczego to wszystko robiła? Powiem tak - Margaret nie była osobą w pełni "normalną", która funkcjonuje w społeczenstwie. Ona była w pewnym sensie uposieldzona. Emocjonalnie. Bo..kiedy była małą dziewczynką, to nikt nie okazał jej miłosci. Matka była dziwką, siostra była dziwką.. Margi dorostała patrząc, jak jej mamusia się puszcza, a potem siostrunia. No cóż... rosła z przekonaniem, że tak ma być, prawda? Po prostu tak została wychowana. Matka wpoiła jej do głowy zasadę, że albo walczysz i jesteś zły dla świata, albo świat jest zły dla ciebie i przegrywasz. Mogę powiedzieć, że Margi po prostu tak została wychowana. I wcale to nie było tak, że ona nie kochała Lil, a to co napisała w liście, to jakaś tam ściema. Nie, to co tam napisała, to było własnie szczere. Kto powiedział, że słowa, które kierowała do Slasha, kiedy to się naśmiewała z Rudej były szczere? Nie były. Cóż, Marg straciła matkę, która poszła siedzieć za morderstwo, a potem siostrę, która została zabita. Marg została jako 14 letnia dziewczynka na pastwę swojego losu. Może wczesniej się nikt nią też jakoś nie interesował, ale jednak miała siostrę i matkę, a tu nagle nikogo. Kochała ich.. bo to były jedyne bliskie jej osoby i je straciła. Cóz, Marg mimo wszystko, to była wrażliwa kobieta.. i to był za silny wstrząs. Potem łatwiej było sobie wmawiać, że Lily jest głupia, niż przyznac się sama przed sobą, że krzywdzi "siostrę" A dlaczego romans ze Slashem? Bo była zagubiona. Przez krótki okres małzenstwa ze Stradline, to poczuła, co to jest takie ciepło rodznne. No niestety nigdy go nie miała, to też może nie potrafiła życ w tym wszystkim. Było to dla niej takie nowe, że czasem za trudne. Uciekała, w prochy. Izzy nie wytrzymał i koniec.. papiery do sądu. Oczywiscie Izzy też jest winny temu, ze się rozwiedli, bo wina stoi zawsze po środku. Tak samo Lily nie jest tą wielce pokrzywdzoną przez Slasha, która została zraniona. Nikt nie powiedział, że Slash i Lily to była para idealna i szczęśliwie sobie żyli, a Hudsonowi nagle odwaliło. Sam Slash tu wspomina, że jakby był nadal z Lil, to by się pozabijali, a Marg w liscie napisała, że Ruda miała skoności z wyśmiewania się ze Slasha. Bo Lil skonczyła studia i wielce pani mądraliska. A ten romans.. czas, kiedy ta dówjka potrzebowała trochę rozumienia? MIłosci? Czegoś czego nie mogli znaleźc w swoim życiu. No cóż, wiadomo, to się nie powino zdarzyć, ale tu nie jest wina tylko Marg, czy też Slash.
Sam fakt, iż Slash był ostatnim facetem Marg. Ona potem już nikim się nie związała. I dlaczego? Skoro tak lekko podchodziła do związków. No właśnie. Wiesz.. po prostu dzień, w którym straciła Izzyego, Lily, Slasha.. czyli osoby na których jej zależało to była taka terapia wstrzsowa. Ona żyła tak naprawdę w swoim świecie, który sobie wytrzorzyła. W jej świecie trzeba było być złym, bo matka i ulica ją tego nanuczyli. A tego dnia, kiedy straciła wszystkie osoby po prostu coś zrozumiała. I szkoda, że tak późno ale cóż. Sama napisała, że doceniła przyjaźń z Lil, jak ją dorpiro straciła.
I cóż, Marg, to jest trudna postać, której raczej nie można oceniać przez pryzmat tego, że była dziwką, że się smiała w oczy Lily, że nic sobie z tego nie robiła, bo to są tylko skutki, nic więcej. A tu najważniejsza jest przyczyna. Bo jaka by była Margi, jakby miała normalny dom? Myśle, ze normalną, ciepłą, może czasem wredna, ale jednak mająca twarde zasady moralne kobietą.
No chyba tyle :D
wiem, zdaję sobie z tego sprawę. niemniej jednak ja po prostu uważam, że w jakimś tam stopniu taka jest, oczywiście mogę się mylić. ale to tylko moje odczucia. :)
OdpowiedzUsuńTo, że Margi nie miała prawa nawet innaczej spojrzeć na Slasha niż na swojego kumpla. Nie miała prawa go dotknąć w inny sposób niż kumpla, to ja się z tym zgodzę. Tak, ona tu przegięła i tyle. Nie powinna, nie miała prawa, ale wiadomo jakie jest życie. A z małżenstwiem ze Stradlinem. Cóż, może też mu się nie dziwie, ale...? Nie wiadomo, czy Izzy starał się jej pomóc. W sumie, to może wyszedł na hipokrytę? Sam ćpał, sam sprzedawał dragi, a jak jego żona popadła w nałóg, to ja kopnął w dupę. No chyba coś tu jest nie halo, prawda?
OdpowiedzUsuńNapisałam to wszystko o Marg, abyś trochę innaczej na nią popatrzyła i może w wolnej chwili się trochę nad nią zastanowiła. Bo Margi to naprawdę jedna wielka zagadtka. A ten cytat z Perfectu "Niepokonani" na koncu rozdziału nie jest sobie tam bez powodu :D
hahah, to się nazywa inteligencja XD
OdpowiedzUsuńno albo po prostu czytanie ze zrozumieniem... No bo w sumie to nie jest trudno zauważyć, a mnie to dręczy już od paru rozdziałów... Mam nadzieje, że sie wyjaśni i jestem ciekawa co wymyśliłaś
Widziały gały co brały - Tak mogę powiedzieć o Izzym i Marg. Może ją podejrzewał, ale cóż? Czy Margi też mogła ufać Stradlinowi? To też jest jedna wielka zagadtka.
OdpowiedzUsuńMmm.. Narkotyki? Niedobrze, że sobie nie potrafi poradzić z problemami inaczej... No ale przynajmniej ostatecznie je spłukała w kiblu... Że wyrzuciła..xD Z resztą Ty wiesz, o co mi chodzi, bo sama to pisałaś..x) Kasa jej przepadła, ale może sobie uświadomiła, że bez tego też sobie może poradzić..:)
OdpowiedzUsuńKuźwa... Strasznie nie lubię jej matki.. po co ona w ogóle wychowywała dziecko? Już nie pytam, po co je robiła, bo to pewnie był przypadek, ale przecież mogła je komuś oddać. Może to by było okropne rozwiązanie, ale lepsze niż ta sytuacja, w której ją wychowywała.. Takie moje odczucie.
Chyba się zakochałam w Benjaminie.. *-* No niee, uwielbiam go, mimo że za wiele o nim nie napisałaś..;P
Jaki ona ma plan?? No kurdeee...^^
Czekam na kolejny, mam nadzieję, że coś odnośnie planu się wyjaśni..;D Pozdrawiam..;*
O kurwa, faktycznie! Zapomniałam o tym zupełnie..xD
OdpowiedzUsuńW Benjim... No kurde, nie wiem... Całokształt..;D <3
Ja spostrzegawcza.? Dobry żart.. Ja potrafię się zorientowac po miesiącu, że przemalowaliśmy ściany w salonie z beżowego na ciemnoczerwony..xD (serio, było tak)..x)
zobnaczymy co bedzie dalej! ;)
OdpowiedzUsuńa nic ciekawego, jutro jadę do Wrocka, dzisiaj byłam świadkiem wypadku, ogólnie, fatalny dzień, ale przynajmniej brak nauki na jutro ;> a u Ciebie?
http://zwierzenia-sunset-strip.blogspot.com/ zapraszam na kolejny rozdział Zagubionego Księcia. Zaczynamy część oczkami Artka :)
OdpowiedzUsuńAjc, ja jeszcze tego nie przeczytałam? Wybacz :( :*
Zapraszam Cię do siebie, a tym czasem muszę pokonać lenistwo i zmęczenie żeby przeczytać Twój, z góry zajebisty, rozdział :)
OdpowiedzUsuńhttp://please-tomorrow.blogspot.com/
http://stories-from-garden-of-eden.blogspot.com/
OdpowiedzUsuńFriend Will Be Friends, nowy rozdział ;__;
W końcu po dwu tygodniowej przerwie zapraszam na nowy rozdział Slash story, z pozdrowieniami dla fanek Izzigo <3 xD
OdpowiedzUsuńhttp://breath-of-memories.blogspot.com/2013/03/slash-story-dziewiaty.html
http://zwierzenia-sunset-strip.blogspot.com/ zapraszam na nowy rozdział.
OdpowiedzUsuńA ja tu nadal wiszę komentarz :( Wybacz, ale tą niedzielę, już się za to zabiorę.
U mnie coś nowego. http://diewithdark.blogspot.com/
OdpowiedzUsuńCiekawie napisane, bo twoja bohaterka wydaje się być osobą bardzo odważną i pewną siebie. :)
OdpowiedzUsuńNowy "Just ride, baby"
OdpowiedzUsuńhttp://breath-of-memories.blogspot.com/2013/03/06-just-ride-baby.html
Zapraszam na XV rozdział na http://tacy-pozostaniecie.blogspot.com :)
OdpowiedzUsuńhttp://diewithdark.blogspot.com/ u mnie informacja ;)
OdpowiedzUsuńNowy rozdział na http://jackdanielsbrownstonemuzykagunsi.blogspot.com/ . Zapraszam..;*
OdpowiedzUsuńHej :)
OdpowiedzUsuńNo i tak, to prawie po miesiącu od publikacji ja zabieram się za czytanie i komentowanie. No to nieźle popłynłem, pojechałam po bandzie. Dobra, ale jestem, ha. Ostatnio coś mnie bardziej zajmuje nasza stronka o Janku, niż blogi, ale cóż...
Po pierwsze to napiszę, iż nie ma tu dialogów! Wow, jestem w szoku, że stwierdziłam ten fakt. No dobra, to może przestanę się wygłupiać i napiszę coś na temat treści.
W sumie, to nie wiele się wydarzyło (wybacz) w sumie, to tylko takie przemyslenia Colleen. Hmm i co ja tu mogę napisać? No kurde, nie wiem. Ale zjebana jestem. Zabieram się za komentowanie rozdziału, a nie wiem, co mam napisać :(
No tak, może odniosę się do tego, ze naprawdę nie można oceniać ludzi po pozorach. Niestety bardzo często się to robi, a to mnie bardzo wkurza. Colleen też pozornie oceniła Stevena, ale nie ma co się jej dziwić. W sumie, jakiś obraz "ojca" musiała ugruntować sobie w głowie, prawda? Ale fajnie, że zaczyna jarzyć, ze to jednak coś tu nie gra.
Dobra, ten komentarz i tak jest do d... chyba mój najgorszy, ale wiedz, że przeczytałam!
Kocham :*
Zapraszam na trzeci rozdział opowiadania "Loose your Obsession" na: http://wake-up-time-to-die.blogspot.com/ ;D
OdpowiedzUsuńZapraszam na 10 rozdział "Slash story" http://breath-of-memories.blogspot.com/ ;)
OdpowiedzUsuń