Po południu,
kiedy wreszcie miałam chwilę czasu dla siebie i zamierzałam przeznaczyć ją na
buszowanie w internecie oraz oglądanie seriali, zadzwoniła do mnie siostra,
oznajmiając, że ma właśnie zajęcia w fitness clubie obok warsztatu, w którym
pracuję i chętnie się ze mną spotka wieczorem. Umówiłyśmy się w Starbucksie po
przeciwnej stronie ulicy i spędziłyśmy miło czas na luźnych pogaduchach.
Pochwaliłam jej się moim facetem, ponieważ wcześniej nie miałam okazji
poinformować jej o tej znaczącej zmianie w moim życiu. Ucieszyła się i znów
zaczęła nalegać, abym zaczęła studia. Miałabym jeszcze trochę czasu na złożenie
papierów na uczelnię, ale co z tego? Nie mam zielonego pojęcia, co chciałabym
robić dalej w życiu, czemu poświęcić swój czas na naukę. Wiem jedynie, że
potrzebuję zmiany, bo przecież nie będę do końca życia pracować u Reutera. Moim
problemem jest też brak pieniędzy na opłaty za studia. Owszem, biedy nie
klepię, ale znów nie odkładam za dużo. Z drugiej zaś strony, jakieś pieniądze
dałoby się załatwić. Tylko tu pojawia się kolejna, a w zasadzie jedna i ta sama
przeszkoda. W każdym razie, mogłabym spróbować, w końcu niewiele mam do
stracenia.
Nigdy nie
lubiłam chodzić sama po zachodzie słońca, ale tym razem nie miałam wyjścia.
Byłam na siebie zła, że nie pojechałam na to spotkanie samochodem, choć ten
ostatnio zaczął szwankować. W każdym razie nie miałam co marzyć o nowym aucie i
musiałam oszczędzać mojego starego Chevroleta Celebrity, którego mama załatwiła
mi na siedemnaste urodziny. Randy uważa, że to obciachowy samochód i nigdy nie
chce do niego ze mną wsiadać. Nie wiem, co mu się w nim nie podoba, przecież to
kultowy wóz.
Los Angeles
w wieczorowej porze nie jest bezpiecznym miejscem, szczególnie dla dziewczyny i
to w moim wieku. Choć ulice w większej części mojej dzielnicy były oświetlone,
to często zdarzały się awarie latarni i dookoła panował mrok. Najbardziej
nieprzyjemni byli jednak ludzie, którzy zaczepiali, prosząc o kilka dolarów.
Wiadomo na co były im potrzebne pieniądze: alkohol, papierosy, narkotyki. Kiedy
im się odmówiło, byli dość niesympatyczni. Bałam się ich, ale jednocześnie było
mi ich szkoda. Przerażały mnie kobiety z gigantycznymi odrostami, palące
papierosy w bramach, liczące ostatnie drobne, które chciały przeznaczyć na
wódkę. Mężczyźni byli nie gorsi. Przecież mogłam skończyć dokładnie tak samo
jak oni. Gdyby Travis nie opamiętał się w porę, nie rozpoczął leczenia, potem
nie pomógłby mi wyjść z tego syfu, nie wiem, czy dzisiaj bym w ogóle żyła. Moje
uzależnienie od heroiny niemalże
osiągnęło apogeum, niewiele brakowało, abym przewinęła się na tamten świat.
Nigdy nie zapomnę Bukerowi tego, że dał mi drugie życie.
Przystanęłam
przed wejściem do budynku, aby znaleźć klucze do mieszkania w torebce, w której
nosiłam wiele niepotrzebnych rzeczy. Zawartość damskiej torebki to tajemnica
zarówno dla mężczyzny jak i kobiety, która jest jej właścicielką. Kiedy je
wreszcie znalazłam i skierowałam się w stronę klatki schodowej, zauważyłam
wysokiego mężczyznę, opartego o drzwi i palącego papierosa. Nie skojarzyłam go
z nikim znajomym, być może z uwagi na to, że dookoła panował półmrok, a ów
osobnik miał na sobie ciemną bluzę z kapturem. Nie pozostało mi nic innego, jak
go przeprosić i przejść obok jakby nigdy nic. Gdy zbliżyłam się do niego,
pochylił głowę i odsunął się tak, abym bez przeszkód weszła do środka. Postanowiłam
otworzyć główne drzwi kluczem, aby czasami nie poznał mojego kodu do domofonu i
numeru mieszkania. Zawsze robiłam tak, gdy ktoś obcy pałętał się przed wejściem.
Gdy tylko przekroczyłam próg, poczułam czyjąś dłoń na swoim ramieniu.
Sparaliżował mnie strach, a serce momentalnie zaczęło bić szybciej.
– Wcale się
nie zmieniłaś – usłyszałam za plecami męski głos. Wydawał się znajomy, ale
byłam zbyt wystraszona, aby odwrócić się i zobaczyć do kogo należy. Na myśl
przychodziła mi tylko jedyna odpowiedź.
– Nate? – jęknęłam
cicho, sama zastanawiając się, jak to możliwe, że zdołałam cokolwiek z siebie w
tej sytuacji wydusić.
–
Dziewczyno, co się z tobą dzieje? Trzęsiesz się jak galareta! Chyba się mnie
nie boisz? – stanął naprzeciwko mnie i chwycił mnie oburącz za nadgarstki. –
Colleen, uspokój się – powiedział stanowczo, a na jego twarzy pojawił się
cwaniacki uśmiech.
Westchnęłam
głośno, próbując opanować emocje. Puścił mnie i cofnął się do bezpiecznej
odległości, z której bacznie mi się przyglądał. Mój wzrok utkwiłam w brudnej
posadzce, nie mogąc znieść dłużej milczenia, które trwało już kilkadziesiąt
sekund. Co to wszystko w ogóle miało znaczyć? Chciałam jak najszybciej znaleźć
się na górze, wziąć gorącą kąpiel, potem zasnąć i zapomnieć o tym spotkaniu.
–
Przepraszam, ale muszę iść – rzuciłam, starając się, aby mój głos brzmiał jak
najmniej żałośnie. Zrobiłam krok w przód i ominęłam chłopaka, bez słowa
pożegnania zniknęłam mu z pola widzenia w windzie, modląc się, aby jej nie
zatrzymał. Nic takiego na szczęście nie miało miejsca i bez żadnych przeszkód
dostałam się na szóste piętro.
Rosie miała
rację, Nate rzeczywiście wyszedł z więzienia. Swoją drogą to pobyt tam chyba
dobrze mu zrobił, bo ani Rose, ani tym bardziej ja, nie ucierpiałyśmy w czasie
spotkania z nim. Tym razem, mam nadzieję, nie miał ze sobą noża, a przynajmniej
nie chciał na niego nikogo nabić. Chyba zacznę wierzyć w potęgę resocjalizacji w
tym kraju. Prawdą było też to, że wyglądał całkiem nieźle. Zwykle kryminaliści
po wyjściu z paki w filmach nie są zbyt urodziwi, ale Henderson był całkiem
przystojny. Bardzo zmienił się przez te siedem lat, odkąd ostatni raz widziałam
go na wolności.
W mieszkaniu czekała mnie kolejna
niespodzianka. Oczywiście w pośpiechu, gdy szykowałam się na spotkanie z Eileen,
zostawiłam telefon na stole w jadalni. Nigdy tego nie rozumiałam, ale gdy
miałam go przy tyłku, to nikt do mnie nie dzwonił, zaś jak wyszłam bez niego
tylko do pobliskiego sklepu, to wszyscy przypominali sobie o moim istnieniu i
nagle bardzo mnie potrzebowali. Tak było i tym razem, trzy wiadomości od Randyego,
z których ostatnia została nagrana przed trzema minutami i jedno nieodebrane
połączenie od nieznanego numeru.
Mój luby najpierw oznajmił mi, że
jego brat znów pokłócił się z żoną, w związku z czym dzieci zostają na noc u
Reuterów, a co za tym idzie nasz jutrzejszy wypad do kina musimy odwołać.
Później pytał, co się dzieje, że nie odbieram i nakazał jak najszybciej
oddzwonić. Trzecia wiadomość brzmiała: Nie wiem, co się stało, ale jadę do
ciebie.
Czy ja nie mogłam po prostu wyjść
bez telefonu? Od razu musiało się coś stać? Pewnie ktoś mnie porwał dla okupu,
a może naćpałam się i leżę nieprzytomna w łazience albo Nate się do mnie
włamał, zgwałcił mnie i wbił nóż prosto w serce. Randy dzisiaj grubo
przesadził, zwykle nie był aż tak przewrażliwiony. Mam tylko nadzieję, że
obecność Hendersona w moim życiu tak na niego nie wpłynęła, bo jeszcze dojdzie
do tego, że będzie musiał się do mnie wprowadzić, albo co gorsza, to ja do
niego.
Oddzwoniłam i wyjaśniłam mu spokojnie,
dlaczego nie odebrałam, prosząc, aby nie przyjeżdżał. Ten jednak się uparł i
poinformował mnie, że zjawi się u mnie za dwadzieścia minut. Nie miałam wyjścia
i musiałam się zgodzić. Znalazłam przynajmniej chwilkę, aby zamiast gorącej
kąpieli, wziąć szybki prysznic.
Przez cały czas zastanawiałam
się, do kogo należy ten nieznany mi numer. Zamiast tak rozmyślać, mogłam po
prostu oddzwonić albo chociaż napisać tej osobie SMSa, ale nigdy tego nie
robiłam, bo przecież mogła to być zwyczajna pomyłka. A jeżeli ktoś ma mi coś
ważnego do przekazania, to zadzwoni jeszcze raz.
Reuter pojawił się u mnie dokładnie po dwudziestu minutach. Ta jego dokładność czasami mnie przeraża. Jest niesamowicie precyzyjny, co z pewnością przydaje mu się na studiach. Szkoda, że tak często wykorzystuje swoje zdolności przeciwko mnie. Poza tym zawsze zazdrościłam mu analitycznego umysłu. Randy ma poukładane życie, najpierw analizuje, nigdy nie podejmuje zbyt szybkiej decyzji, chociaż nie oznacza to, że wszystko robi mądrze i z głową. Biorąc udział w tych cholernych wyścigach motocyklowych bardzo dużo ryzykuje. Ponad to jest naprawdę szalony. Ale ja to akurat swoją głupotą biję wszystkich na głowę. Najpierw robię, potem myślę, a na końcu to już tylko żałuję i zastanawiam się, jak mam to wszystko odkręcić. Na szczęście przebiegła ze mnie żmija i w większości przypadków wychodzę na zero.
Reuter pojawił się u mnie dokładnie po dwudziestu minutach. Ta jego dokładność czasami mnie przeraża. Jest niesamowicie precyzyjny, co z pewnością przydaje mu się na studiach. Szkoda, że tak często wykorzystuje swoje zdolności przeciwko mnie. Poza tym zawsze zazdrościłam mu analitycznego umysłu. Randy ma poukładane życie, najpierw analizuje, nigdy nie podejmuje zbyt szybkiej decyzji, chociaż nie oznacza to, że wszystko robi mądrze i z głową. Biorąc udział w tych cholernych wyścigach motocyklowych bardzo dużo ryzykuje. Ponad to jest naprawdę szalony. Ale ja to akurat swoją głupotą biję wszystkich na głowę. Najpierw robię, potem myślę, a na końcu to już tylko żałuję i zastanawiam się, jak mam to wszystko odkręcić. Na szczęście przebiegła ze mnie żmija i w większości przypadków wychodzę na zero.
Zamierzałam obejrzeć jakiś film,
skoro jutrzejsze wyjście do kina było niemożliwe, choć nie powiedział mi wcale,
dlaczego. Przecież dzieci mogły zostać z dziadkami, nie musiał wcale grać roli
dobrego wujka i z nimi zostawać przez całą niedzielę. Blondyn wybił mi mój pomysł
z głowy i stwierdził, że pojedziemy do jego brata, bo Lilly po kłótni wyszła z
domu i zapewne do jutra się nie pojawi, a Scott siedzi sam i musimy zapewnić mu
towarzystwo na resztę wieczoru. Ludzie, trzymajcie mnie! Mistrzem argumentacji
to on nigdy nie zostanie. Zresztą mógł pojechać do swojego kochanego braciszka,
zamiast do mnie. Przecież wyraźnie mu powiedziałam, że nie ma potrzeby, aby do
mnie przyłaził, bo nic się nie stało. Cóż zrobić, jest bardziej uparty niż
osioł. Ucieszyłam się, bo przynajmniej przyjechał samochodem a nie motocyklem. Mimo
to miałam podły nastrój, ale po dłuższym zastanowieniu wolałam spędzić ten czas
z nimi, niż sama w czterech ścianach.
***
Akcja stoi w miejscu, ale spróbuję w najbliższym czasie rozwinąć trochę to opowiadanie. Jutro z Rose obchodzimy pierwszą rocznicę znajomości! Dlatego też napisałam dziś ten rozdział i właśnie to jej go dedykuję.
Kocham Cię :* Tyle na temat dedykacji. A na temat rozdzialu... to może dziś, może jutro.. no nie wiem, kiedy to przeczytam, ale wiesz, że przeczytam :)
OdpowiedzUsuńna początku odniosę sie do Chervoleta. przepraszam bardzo, ale co ten facet ma do tego auta?! no czy on wpierdol by nie chciał dostać przypadkiem? to przecież, jak jest napisane, kultowy wóz, a ten wybrzydza. no ja go nie rozumiem.
OdpowiedzUsuńja bym chciała tak pochodzić po ulicach L.A. wieczorem, nawet gdyby miałoby mi sie cos stać (czyżbym była masochistką? XD). uwiebaim miasta nocą, są takie interesujace i ciekawe...
Nate, Nate... też się nieco zdziwiłam jak czytałan, że stał się bardziej atrakcyjny - dziwne zjawisko, naprawdę, no ale coż... ważne, że nic jej nie zrobił i miejmy nadzieję, ze nie zrobi. choc ciekawe jakby sie dalej to wszystko rozwinęło, gdyby ja. np. zgwałcicł... może by powiedziala komus? albo udawała ze nic się nie stało? albo go zabiła? ta ostatnia opcja najabrdzije mi się podoba.
i Randy,... z jednej strony to słodkie, że sie o nią martwi z drugiej to chyba bym nie wytarzymaął z takim facetem, ale znam jej bol - jak nie mam telefonu to nagle wszyscy sobie o mnie rpzypominają albo jak mam się uczyć! o zgrozo...
czasami wyjście z kimś jest lepsze niż siedzenie samemu w czterach scianach. :)
ps czyrtam sobie rozdizał, cyztam, a tutja nagle koniec - jesteś okropna! :D
ooo RHCP widzę jest *.*
UsuńWłasnie Red Hoci :D kocham teledysk do tej piosenki. Jest taki.. haha, pomysłowy.
OdpowiedzUsuńWszystko już ok? Dziś to w ogole myslałam, ze mi blogspot wykasował bloga, ale jednak nie. Tylko jakos tak dziwnie musiałam sie logowac.. az ciezko to opisac.
OdpowiedzUsuńNie, po prostu było straci z Axlem :D
oj tam, oj tam. chyba jak trzasnie drzwami to się nie rozpadnie jak domek z kart :d
OdpowiedzUsuńwpadnę! anwo swoją drogą nie byłam...
a czmeu by nie? wydaje mi sie, ze kazdy by był zdolny kogoś zabić... drzemie w nas psychopata, w każdym, tlyko nei każdy o tym wie ^^
hm... nie pomyślałam o tym, ze mógłby być on zwyczjanie zazdrosny - takie proste, a aj doszukuję sie czegoś innego. nbo cóż... wychodza zadania z matmy ^^
bardzo ciekawe mówisz? nie żebym jakieś pdoektesów sie dosuzkiwała... :d
ja tak też mam czesto - robić wszytsko byleby nie brac sie do pisania ani nauki.. a potem sa tego efekty :)
lubię ten utwór, jeden z niewielu na płycie californication, która mogłabym słuchać cały dzień i całą noc :d
No to dobrze :)
OdpowiedzUsuńNo widzisz jakie jestesmy jedno myślne. Tam jest ukryty podtekst i tyle. Axl sie zemscił za słowa, ktore Tony napisał w swojej autobiografi :D
Hmm... wiesz.. no.. przeszukałam w pamieci wszystkie teledyski GNR i nie znałam na to pytanie odpowiedzi :D
OdpowiedzUsuńno wiec co on narzeka? nie rozumiem :d
OdpowiedzUsuńkiedyś na pewno. no i we mnei też, ocyzwiście! :)
oooo, dobre, dobre!
smacznego :)
Kurde, ciekawa jestem kto dzwonił i wgl. Co jest problemem dziewczyny. Nic więcej w dupe nie mogę powiedzieć na temat opowiadania...
OdpowiedzUsuńkobeit też nie XD
OdpowiedzUsuńpewnie, ze dam znać! :)
te obrazki an kwejku czasmai mnie rozpierdalają XD
nie ma za co :)
No narazie budujesz napięcie, akcja w zasadzie stoi w miejscu, nie pozostaje nic tylko czekać co będzie dalej
OdpowiedzUsuńhahha, mnei czasami też :D ale to rzadko :<
OdpowiedzUsuńŻe Janek w POLSCE?! JANEK?! Skąd masz taką informację?
OdpowiedzUsuńAaaa, no ta.. a narysował serduszka?
OdpowiedzUsuńU mnie nowy, w sumie to coś jeszcze innego. Jak chcesz to zapraszam :)
OdpowiedzUsuńNo wiesz.. Janek to mój były maz, wiec.. mnie jego romanse mało to obchodzą. Mam tylko do niego takiego jakiegoś sentymenta :D
OdpowiedzUsuńA no z Duffem :D
OdpowiedzUsuńTo po prostu zrobiłysmy zamianę :D
OdpowiedzUsuńCałe zycie z jednym facetem, to jednak nudne. Trzeba zmienic towar raz na jakis czas
OdpowiedzUsuńszczerze to nie mam pojęcia o kogo chodzi, nawet twarzy nie kojarzę. teraz, jak zobaczę na korytarzu to na pewno zajarzę, ale tak to nie.
OdpowiedzUsuń+ ładna playlista :))
No dobra, to przeczytałam. Przepraszam, że dopiero teraz, ale ostanio pochłonęło mnie pisanie tego gówna o Slashu niż czytanie innych blogów i jak mam tylko chwilkę, to siadam i piszę. No wiem, wredna jestem, ale to już każdy wie, że jestem wredna. A teraz powinnnam być w przedszkolu i użerać sie z dzieciakami, ale zrobiłam sobie wagary. Deszcz pada, a mi się nie chce wyjśc z domu, no nieźle. Novemner Rian normalnie. Ale głupoty zaczynam tu gadac, ale może to dlatego, że jest rano, ja dopiero co wstałam, a kawa dziś mi wyjątkowo nie smakuje, a do tego mam stresa przed sobotą :(
OdpowiedzUsuńNo ale dobra, do rozdziału. No i znów mnie powoaliło, to że prawie wcale nie było dialogów. Jak ty to robisz? Hmm, zdradz mi tą słodką tajemnicę. Jak ja teraz piszę, to mi same dialogi wychodzą. Jak go zaczne, to nie mogę skonczyć. Nie wiem, może powinnam zacząc pisać dramaty, bo to jednak opiera się tylko na dialogach. Ciekawa myśl, ale dobra, wracam na konkrekty tor myslenia, czyli rozdział. No i dobra.. no.. co tu napisać. Hmm... Randy za bardzo sie martwi, Nate czegos chce, siostra namawia na studia, i ktos sobie dzowni.
A bo zapomnę. Bo tam było coś o elektrycznosci ulicznej, że nie działa, czy coś. No bo ja tam szłam, haha. No... u mnie na ulicy prawie nigdy nie działa, bo ja tu mieszkam. A jak działa, to wyjdę na ulicę i już nie działa. No.. i wszystko jasne. Moja moc jest taka silna, że az rozwala lampy w Los Angeles. Niezle :D Ale może koniec jaj i przejdę do tego, co chcę napisać o rozdziale.
Tak sobie myślę, co Nate chciał (swoją droga, to imie mi się kojarzy z taką jedną ksiażką, przy której ostatnio ryczałam, jak czytałam, bo tam był Nate) No i tak sobie myśle, mysle. No tak sobie po coś musiał przyjść do Collen, ale nie wiem po co. Raczej ja mam takiego pomysła, ze ona po prostu mu sie podoba, ale ze on ma cos nie tak z głowa (niech sobie poda rękę z Williamem i Mattem) to za bardzo nie wie, jak to okazać. No cóż, no jak dzieci są takie mniejsze, to chłopcy zaczepiaja dziewczynki, które im sie podobaja np ciagnac je za wlosy, albo wrzucajac robaka do plecaka, albo cos. A Nate, to moze po prostu z nozem biegał, o.. no bo ma cos nie tak z głowa.
No i ten telefon. W sumie, to przecież mogło być nic znaczącego. Po prostu ktoś się pomylił i wybrał zły numer. Koniec historii. Dziękujemy, można iść do domu. Ale z drugiej strony, to też mogło byc coś waznego, ale skoro było tylko jedno połączenie i juz się wiecej ten osobnik nie dobijał, to sama nie wiem. Aczkolwiek jestt o opowiadanie, a w opowiadaniach takie rzeczy najczesciej maja jakies znaczenie.
Koniec ten komentarz, bo mam tak zlaswoany mózg, ze nic wiecej mądrego nie pwiem.
Zapraszam na 4 rozdział! ;)
OdpowiedzUsuńhttp://breath-of-memories.blogspot.com
Zapraszam na 4 rozdział http://zwierzenia-sunset-strip.blogspot.com/
OdpowiedzUsuńPrzede wszystkim przepraszam, że dopiero teraz komentuję, bo przeczytałam wcześniej, ale po prostu nie miałam czasu, żeby napisac chociaż kilka zdań. Ale teraz nadrabiam.
OdpowiedzUsuńTakże po pierwsze, ucieszyło mnie jakoś, że w tym rozdziale pojawił się Nate. On jest jakiś dziwny, ale i tak go lubię. A może właśnie dlatego? No cóż, po prostu mam nadzieję, że odegra w tym opowiadaniu jakąś rolę.
Ej, nie wiem, o co chodzi z tym fenomenem telefonu komórkowego, ale chyba wszyscy tak mają. Raz go ze sobą nie wziąć i nagle cały świat coś od ciebie chce, gdzie czasem przez tydzień nie ma żadnej wiadomości. Tak właściwie to to jest całkiem ciekawa zależność.
O, to będzie Scott w następnym rozdziale. Znaczy, tak mi się wydaje. Fajnie, lubię jak są wprowadzane nowe postacie i ciekawa jestem jak też to wymyślisz, czy tam już wymyśliłaś.
No i ogólnie chociaż niby nic takiego się nie wydarzyło, to ten rozdział bardzo mi się podoba. W ogóle lubię takie rozdziały, bo są takie bardziej realistyczne i pozwalają lepiej poznać postacie. Zresztą, lepiej tak, niż jak jest zbyt dużo akcji :D No ale jednak ten telefon...
Czekam na następny :)
cześć, co tam? <3
OdpowiedzUsuńja tez jakoś daję radę :d
OdpowiedzUsuńNie masz co przepraszać :* A i zapomniałam w ogolę podziękować Ci za dedyka, to teraz dziękuje bardzo :*
OdpowiedzUsuńNo w sumie, to Margi miała odejść szybciej... nawet w 2 rozdziale, ale jakos się to przeciągnęło. No cóż, ona za życia tam do fabuły za bardzo nie jest potrzebna, więc im szybciej tym lepiej.
No i masz rację, że któryś z Gunsów mu będzie pomagał. W sumie, to może nie aż tak pomagał, ale się nim zainteresuje.
no jest,m jets :d
OdpowiedzUsuńWiem, jak to zabrzmiało. Jakbym serca nie miała, ale cóż poradzić, jak mi jej śmierć była bardzo potrzebna?
OdpowiedzUsuńNo taaa... wujek Slash...
No to akurat była prosta zagadka. Chociaz jeszcze był wujek Axl do wyboru i wujek Steven...
OdpowiedzUsuńoj nie tylko tobie... gdyby nam sie chciało tak jak nam si enie chce :d
OdpowiedzUsuńU mnie nowy.
OdpowiedzUsuńObiecuję, że nadrobię!
OdpowiedzUsuńTen weekend miałam strasznie zawalony :c
Nowy na http://tacy-pozostaniecie.blogspot.com/
5 rozdział - How I met your father.
OdpowiedzUsuńhttp://breath-of-memories.blogspot.com/
Zapraszam na rozdział 5 http://zwierzenia-sunset-strip.blogspot.com/ :)
OdpowiedzUsuńNowy na http://stories-from-garden-of-eden.blogspot.com :D
OdpowiedzUsuń,,Czy ja nie mogłam po prostu wyjść bez telefonu? Od razu musiało się coś stać? Pewnie ktoś mnie porwał dla okupu, a może naćpałam się i leżę nieprzytomna w łazience albo Nate się do mnie włamał, zgwałcił mnie i wbił nóż prosto w serce.''. Matko, jakie to bardzo prawdziwe. Zawsze, ale to zawsze jak wezmę ze sobą telefon - nikt nie zadzwoni (ewentualnie przyjdzie sms, który ma na celu powiadomić mnie, że wygrałam BMW po raz 2837745) a jak przez przypadek go zostawię - mam milion nieodebranych połączeń. Nie wiem jak to się dzieje, ale to jest chyba stały proces. A co do rozdziału...przeczytałam go z zainteresowaniem, ale nie za bardzo wiem jak mogłabym go jeszcze skomentować. Chyba lepiej będzie jak zaczekam na kolejny i tam napiszę coś normalnego niż siedzieć teraz i wypisywać bezsensy. Także czekam na siódmy :)
OdpowiedzUsuńI jakbyś już na prawdę nie miała co robić, zapraszam na krótką informację ode mnie na blogu. Nic na przymus, bo teoretycznie nic tam nie ma ważnego.
Zapraszam na 6 rozdział - How I met your father. ;)
OdpowiedzUsuńhttp://breath-of-memories.blogspot.com/2012/11/6-rozdzia-how-i-met-your-father.html
Ha, no to już sie nie pytam co u Ciebie. :* Oj, z tym komputerem. Złośliwość rzeczy martwych.
OdpowiedzUsuńA co do Artka.. no może to być ten chłopiec. Ogólnie to tam się nie zastanawiałam, który to ma być i czy naprawdę on tam jest, czy nie, ale jak Cię to męczy, to może być własnie ten dzieciak :D
A powinnam byc teraz w szkole, ale nie jestem, bo normalnie chora jestem :( A wczoraj byłam.. ah, mamy jazdę w szpitalu normalnie. Pielęgniarki się nami wysługuja i mają nas za tanią siłę roboczą. Normalnie wczoraj, to ja z kolezankami cała czarna robote musiałysmy odwalac, a one sobie siedziały i nic nie robily. I w dupie maja to, ze my sie dopiero uczymy i tak naprawde nie wiele wiemy. Maskara.
OdpowiedzUsuńWiesz, wczoraj nam, że mamy umyć pacjentkę. Kobieta starsza, w ciążkim stanie, w sumie agonalnym, już Jej nie wiele zycia zostało. No i my mamy Ją myć. No dobra, to myslimy, że nam pięlęgniarka coś pomoże. Będzie tam przy nas stała i jakby co to wiesz.. a nie.. ona sobie poszła a my sobie mamy radzić. A to był pierwszy raz, kiedy myliśmy żywego ludzia, a nie manekina.. no i jeszcze nawet nie było czym tej Pani umyć. Ręczników nie ma, podkładów nie ma, mydła nie ma, myjek nie ma... Idziemy do dyżurki, a one nam, ze jak nie ma to nie ma i trzeba sobie jakoś radzić. Ale jak to już nie powiedziały. Zajebiscie.
OdpowiedzUsuńSkarga już poszła do naszego nauczyciela, bo wiesz.. pierwsze co to nauczyciel, a on bedzie się dalej kłocił. No ogólnie to nam powiedzieli, ze mamy juz tak nie dawać sie wykorzystywać, bo my mamy się uczyc, a nie robic brudną robotę.
OdpowiedzUsuńAlkohol to żadne usprawiedliwienie, tu się zgodzę, ale z drugiej strony, brałaś coś kiedyś? To za razem okropne i wspaniałe uczucie. Jesteś otępiała i nie jesteś w stanie się ruszyć, a co dopiero myśleć. Wzięłam kiedyś 30 tabletek akodinu, który ma w sobie słaby narkotyk, ale i tak nie byłam w stanie kontaktować, każdy ruch sprawiał trudność, nie żebym się chwaliła, bo nie ma z czego. Chodzi mi o to, że żeby zrozumieć naćpanego człowieka i jego reakcje, trzeba się do niego upodobnić, chociażby w najmniejszym stopniu.
OdpowiedzUsuńA co do reakcji Lucy, to kreuje ją na bardzo dojrzałą i inteligentną jak na swój wiek 17-latkę. Według mnie, gdyby zaczęła się drzeć i mieć do niego wyrzuty, o to co się stało i że go nie było, to trochę dziecinne, dlatego właśnie zachowała sie na swój sposób dojrzale ;)
a ja mam brak weny XD
OdpowiedzUsuńZapraszam na http://wake-up-time-to-die.blogspot.com/
OdpowiedzUsuńbiedna :< a kiedy znowu będziesz mieć laptopa? mnie właśnie czeka kolejny nawał nauki, już jedną czwartą tego wszytskiego zorbiłam :<
OdpowiedzUsuńboze świety... jak długo. współczuję.
OdpowiedzUsuńja chyba bym umarła...
OdpowiedzUsuńznaczy, źle się wyraziłam... umierałabym przez kilka dni, potem bym się przyzwyczaiła. to dobrze :)
OdpowiedzUsuńDobra, zwracam honor. XD
OdpowiedzUsuńNo ja sama tak przez chwile myślałam, ale przejrzałam na oczy i jak ktoś mnie pyta jak było, to mówię, że do dupy i nie warto.
Może i masz racje, ale potraktujmy to jako wymysł mojego mózgu, fikcję literacką, czy coś w tym stylu. Nie znam się na tych rzeczach zbyt dobrze, bo mam dopiero 15 lat i nie mam zamiaru póki co próbować, bo zwyczajnie jestem za młoda.
Sama spróbuje taką być XD
Ale wiesz, ja też patrzę na to tak. Bo jak pójdę do pracy w szpitalu, to jednak tam będzie tak samo, że nic nie będzie, a pacjenta trzeba będzie umyć. No a to już będzie mój obowiązek służbowy. No i też trzeba będzie sobie radzić. To jak teraz też nas tak rzucają na głęboką wodę, to też wiesz.. taka szkoła zycia, jak to będzie wyglądało naprawdę w pracy.
OdpowiedzUsuńNo ale jednak w tą sobotę to sobie przegięły. Eh... ale mam nadzieję, że to się już nie powtórzy i chociaż będą kontrolowały, czy dobrze robimy.
Szpitala nam nie zmienią, bo to jedyny szpital w moim miescie. No wies, teraz to juz sie nie damy. W koncu nas jest wiecej, a mamy prawo robic szum, bo jak dyrektor szkoly sie dowie, co sie dzieje, to od razu zrywa umowe ze szpitalem, a szpital wtedy jest na tym startny. Wiec wiesz, pewnie teraz beda sie pinlowali, jak jedna skarga juz poszła.
OdpowiedzUsuńja własnie też, ale ze ledwo żyje po piatku to nawet ie otwieram Worda.
OdpowiedzUsuńJeśli czytasz moją schizę, to 8 rozdział jest.
OdpowiedzUsuńA co do opowiadania o Duffie, będę je kontynuować :) Cieszę się, że ci się podoba.
Dzięki wielkie za komentarz u mnie <3
OdpowiedzUsuńMogłabyś mi tylko jeszcze powiedzieć, czy mam Cię informować (a jeśli tak to gdzie i o których opowiadaniach)?
Dziękuję :3
I widzę, że u Ciebie też mam zaległości :c Do końca tygodnia postaram się nadrobić i skomentować oczywiście :D
http://diewithdark.blogspot.com/ po 3 tygodniach wreszcie coś dodałam. mam nadzieję, że coś zadawalającego! :*
OdpowiedzUsuńczas również w KluczborkSiti leci niesamowicie szybko. przed chwilą kompletnie nie ogarniałam nic w poenidziałek po piatku i sobocie a tu prosze, znowu piatek. anwet nie wiem keidy to zleciało. ach...
OdpowiedzUsuńmasz racje, wszytscy sobie wszytsko pokomplikowali. Erin wróciła, bo wiedziała, chciała, już definitywnie zakonczyć związek a przy okajzi zabrac wsyztskie rzeczy, a uległa Stradlinowy bo no cóż... chłopak miał moc przekonywania i i wydawało się, ze to co mówi jest bardzo rozsądne... jak bardzo to potem się sama przekonała.
A stradlin no... Jak widać meska solidarnośc lub zagorzenie ze wyleci z zespołu tez mogło być... :d
dzięki dzięki. sumie to dodaąłbym go wczesniej, ale niestety mój komuter mnie po prostu nienawidzi wraz z anuczycielami, którzy gdyby mogli to z każdej lekcji codzinnie by mnie pytali i robili wsyztsko, bym miała rece pełne roboty. nastęopny postaram sie szybciej dodac, ale nic nie obiecuje, bo moja wena jest okorpna... :)
tak, bardzio wielki... ale cóż. człowiek uczy się na błędach.
OdpowiedzUsuńtak, tez mi sie wydaje, ze Stradlin buził najwieksze zaufanie wsód tej całej piatki... wydawał sie byc dosc poukładanym gościem.
moj komp mnie nienawidzi, co chiwle jakies błedy albo coś się przepala... całe szczescie, ze juz z aniedłguo bd mieć laptopa i ten pójdzie w odstawkę (czyt. dla mojej siostry).
przezyhję, bo nic inneog mi nie pozsotało! od wielu osób słysze, ze to luz... zoabcyzmy jak będzie u mnie :d